26 listopada 2009

Ratunku, nie jestem sobą... (erste Hilfe)


Otoczona wszystkim, co niemieckie. W niegdyś niemieckim mieście zamieszkała. Niemieckie samochody, nazwiska... Niemiecki język w uszach.
Decyzje, których dawniej bym nie podjęła, inaczej - bałabym się.
Bez-ogródkowa szczerość. Chyba o to w życiu chodzi... Ale czasem zadziwiam pod tym względem samą siebie.
Wielkie lenistwo i brak samozaparcia do czegokolwiek. Brak perfekcjonizmu.
Brak empatii.
Od dawien dawna chce to wszystko zostawić i uciec, gdzieś, skryć się. I często tak też robię, wychodzę z domu, by nie siedzieć i nie widzieć tego. By nie czuć. Paradoks, wychodzę, by poczuć. Ale co poczuć... Zależy, od sytuacji, od osoby... Coraz częściej czuję ciepło. Od ludzi. Albo przynajmniej próbuje sobie je wmówić.
Bycie chamskim - czy to nadal ja?
Poruszanie tematów stricte nie moich. Zapoznawanie się z tym wszystkim, na siłę...
W końcu chcę do swoich. Tęsknię za dawną ja... Ona chyba już nie wróci, niestety. Choć i ten okres w moim życiu zmienił, na lepsze. Dodał mi odwagi w działaniu, braku bierności.
Dodał wiary, choć ją wypalał od tyłu, po cichu.
Jestem zimna, czasem bezwzględna. Myślę, że to uda mi się zmienić, zmieniam to.
Bardziej wyrachowana? Tak, tak to mogę nazwać. Czy tę cechę nabywa się wraz ze zdobywaniem kolejnych "leveli" życia? "Bo już to przeszłam, wiem jak to jest.... nie warto tak czy tak robić, nic się nie zmieni... "
Neguję slogany, których byłam wyznawczynią. Wielka miłość na wieki?? A kto mówi o miłości, kto buduje na tak kruchej skale? Chyba przez dość długi czas do nikogo nie powiem "kocham Cię". Mogę powiedzieć do Boga, mamy... d rodziny, najbliższych przyjaciół. Ale nie do mężczyzny. Nie wyobrażam sobie, że jeśli nawet świat mógłby zawirować na punkcie jednego, powiedziałabym mu, że go kocham... Nie nie nie... Czyżbym w tym momencie użyła zaprzeczeń Piotrowych, trzykroć nie? Boże, oszczędź mnie od tego uczucia, jeszcze nie teraz... ;)
Lubię język niemiecki, słyszany od jednej osoby, to nie powinno nikogo dziwić... Co z tego, że w domu rodzinnym na święta, gdy babcia przyjeżdża używamy wszyscy na wyrywki tego języka. Niestety. A może i stety?

"Uchroń..." ;)


***

Zaczynam zauważać dobre strony, pozytywne dla otoczenia, mojej KWC. Dzisiejszy wieczór bardzo do mnie przemówił... Dzięki temu doświadczeniu, naprawdę coraz częściej spotykam Boga, słyszę Jego odpowiedź i zawołanie. A co lepsze, coraz więcej widocznych dla mnie znaków Jego ingerencji w moje życie...

4 komentarze:

  1. "Nigdy nie mów nigdy, nigdy nie mów zawsze" ... choć w sumie tego nie powiedziałaś :) Pewnie uznasz to za kolejny slogan, a ponieważ je negujesz ... to nie można uznać moich racji.
    Ale ... czyżby na horyzoncie takie "niebezpieczeństwo" się jawiło, że słowa potrzebne będą? Trudno mi sobie też wyobrazić ... zimno .. bezwzględność po tym co czytać tu można wcześniej

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj Manaika Manaika. :] Powodzenia w zdobywaniu kolejnych "leveli". :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No proszę, ja też w poniemieckim mieście. I zamaist niemieckiego słyszę ślaski z nimieckimi naleciałościami. A sama supełnie nie rozmawiam w tym języku przedziwnym. Taki już koloryt lokalny, trzeba się przyzwyczaić i szanować - w końcu to dziedzictwo. Kulturowe.

    OdpowiedzUsuń
  4. Każdy z nas z dnia na dzień się zmienia. Nie widzimy tego. Dopiero po jakimś czasie zauważamy zmiany jakie w nas przechodzą. Czasem nawet nie sami. Z dnia na dzień dojrzewamy.. Osobiście uważam że to czy zmieniamy się na dobre czy na złe zależy tylko od nas samych.

    Pani M, jak się tu u Pani zmieniło:)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli już kliknąłeś w tą magiczną ikonkę, napisz proszę, to, co przychodzi Ci na myśl po przeczytaniu. Nie reklamuj swoich blogów, nie pisz komentarzy w stylu: fajny blog itp. Dziękuję. Autorka bloga.