04 sierpnia 2008

o Tatrach( odwyk)

Zawsze na każdym swoim czy to blogu, czy czymkolwiek podobnym... muszę, to już stało się siłą wyższą, napisać 'skromną' notatkę o Tatrach, czy ogólnie, o górach... bo jakże by inaczej, skoro ja je kocham?:) Pijąc ciepłą herbatę, gdy za oknem pada deszcz a w głowie smutek, refleksja nad własnym 'ja' i własnymi uczuciami... Czy istnieje lepsza pora, by napisać o czymś takim? (Notka pisana na trzydniowym odwyku, więc nie zdziwcie się, jeśli zamiast o górach będę wplatała elementy emocji, które we mnie siedzą, albo też... dobra, to najpierw napiszę o tym, a potem już w zupełności o górach. Czuję się jak ćpunka, której odebrano na trzy dni narkotyk. Tyle, że boję się, że za te trzy dni, narkotyk będzie wywoływał we mnie z goła odmienną reakcję, której sama się nie spodziewam... Mimo, że miało być inaczej... Może to zbędne obawy... ale taka jestem, poprzedni odwyk zakończył się nieciekawie. Bardzo nieciekawie. A dziś? Wszystko sprzeciwia się wobec mnie... Alexander w podpisie, w radiu... Ta wstrętna pogoda, ten sen babci... Sama teraz zastanawiam się nad specyfiką snu... Bo co miałby oznaczać sen,w którym ja płaczę, a u mnie w domu jest chłopak, którego kocham, a jego matka nie pozwala nam się spotykać? Co to do cholery ma znaczyć? Czemu moja babcia ma zawsze takie sny... jak rozwód, to dwa dni przed jej się ten rozwód przyśni... jak coś nie tak, to ona to wyśni... oby tym razem był to tylko sen z pokroju nic nie znaczących...I jeszcze ta cholerna płyta w supermarkecie... Wszystkie inne ułożone tak, ze widać tylko grzbiety okładek a S@motność... na wierzchu. Dla jasności, nie ćpam, nie zażywam, nie używam.... ) .

Teraz będę mogła skupić sie na Tatrach. Może się uspokoję przez to, wyciszę...
O Tatrach mogłabym godzinami pisać. Na poprzednim blogu, prawie w każdej notce coś potrafiłam wpleść pomiędzy wersy o nich. Czasem nieświadomie, a czasem wręcz przeciwnie, tak ot, kiedy chciałam sobie powspominać.A że w tym roku tam niestety nie byłam, to to co zaraz napiszę, będzie chyba jedną z najbardziej zapełnionych tęsknotą publikacji na moim blogu... na wielu innych także. Może to i powód trochę innej tęsknoty.

Chyba jednak się wypaliłam w opisywaniu Tatr. Nie wiem od czego zacząć... Zacznę od tego, jak ta przygoda moja z nimi się zaczęła... Byłam dzieckiem. Były wakacje, po których miałam pójść do 6 klasy. Byłam u babci na wsi. (niepozornie, prawda??:)) Dostaję telefon od cioci, że zabiera mnie do Zakopanego... Cieszyłam się na myśl, że pojadę gdzieś daleeeko, jak zapowiadała ciocia, ale nie wiedziałam nic, o tym miejscu. Zaczęłam się wypytywać. Dowiedziałam się, że będą tam góry. Jako dziecko moje wyobrażenia o tamtych terenach były dość ubogie. Myślałam, że gdy po trzynastu ( mówiłam wam, ze ta liczba mnie prześladuje?) godzinach dojadę do małej wioseczki, gdzie po wiejskich drogach przechadzać się będą stare babcie w kwiecistych chustach na głowie związanej wokół szyi, spod której będzie wyrastał siwy warkocz. Miały też być same pojedyncze małe chałupki drewniane, wszędzie miało być zielono od niczym nieskażonej trawki, na której miały się paść owieczki białe jak śnieg( w dalszych rejonach Zakopanego, na ulicy np. Droga do Daniela, znajdziemy takie widoki.) Góry miały być skaliste od samego podnóża i piąć się swoim majestatem do nieba.... Więc wyobraźcie sobie mnie, kiedy wjeżdżam taksówką...( w ogóle skąd tam taksówki??:)) do miasta gdzie ulice wypełnione są turystami, gdzie co moment restauracje... myślę sobie, co to jest? A wyobraźcie sobie jeszcze coś lepszego... mnie taką nieświadomą... na Krupówkach:) No ale, zboczyłam z tematu:) Jako że byłam pierwszy raz w górach, nieprzygotowana na cokolwiek... Mój wyjazd w 'Tatry' ograniczył się do łatwiejszych szlaków, godzinnych zakupów i namiętnego buszowania po wyżej wymienionym deptaku, do nadwyrężeń stawów od jakże trudnego, żmudnego i wyczerpującego Morskiego Oka... z wyjazdu na wyjazd... coś tam się zmieniało... a to dorzuciliśmy inny szczyt, a to raz nie poszliśmy na Krupówki... A to zamiast nich, poszliśmy na wieczorny spacer do doliny jakiejś... Aby was nie zanudzać tandetnymi wyczynami przeciętnego turysty, opiszę moją przedostania wyprawę (ostatnia odbyła się w zimie, bez osprzętu typu raki.... więc nie ma co opisywać, choć nie, opiszę jedną przygodę). W końcu był to jeden z tych prawie że prawdziwych wypraw w góry. Pierwszego dnia, łaknąc piękna Tatr a przy tym z małym zapasem sił, wyruszyłam z ojcem na Krupówki( aby obalić mit, że jemu się to nie spodoba i aby zjeść w końcu ciepły posiłek). W ekspresowym tempie przemierzyłam ów szlak cepra, zbaczając w ulicę, która nas doprowadzi do Kuźnic. Już w samym tym spacerku ojciec sie zmęczył, więc trzeba było zwolnić. Była bodajże 12, kiedy kupowaliśmy bilety wstępu do TPN (jakby ich bilety nie blakły, bym wam powiedziała to z dokładnością zegarmistrza) Trasa na Nosal, jest bardzo łatwa. Prawie cała wiedzie przez las, momentami z prześwitem na góry,w tym Giewont, który ukazany jest z innej perspektywy. Szczyt można łatwo i bez komplikacji osiągnąć, a widoki są powiedzmy, że zadowalające na pierwszą taką wyprawę:). widząc od roku zapomniane przez oko fizyczne góry... prawie się nie popłakałam. Ze wzruszenia. Od razu przeszła mi senność nieprzespanej nocy, a serce się radowało tymi widokami. schodząc... zaszliśmy na Wielką Krokiew. potem jeszcze(oczywiście nie tego samego dnia) przeszliśmy doliny:Białego, Kościeliską, ogólnie wszystkie po drodze na Morskie, Strążyska, ku Dziurze, Polana pod Wołoszynem, Polana Waksmundzka, Pańczyca, Hala Gąsienicowa... Wielka Królowa Kopa (1531 m.n.p.m.) Nosal (1206 m.n.p.m.),Sarnia Skała(1377 m.n.p.m.) Giewont( 1894 m.n.p.m.), MOK, Czarny Staw Gąsienicowy, Czarny staw pod Rysami, Smerczyński Staw, Jaskinia Mroźna, Wąwóz Kraków... Na tak krótki wyjazd byłam w pełni zadowolona. Przeżycia po tamtej wyprawie... chyba nie muszę opisywać. I co z tego, że do tej pory odzywa się naderwane ścięgno? Co z tego, skoro to także piękne wspomnienia, ostatnich wspólnych wakacji ze swoim ojcem... Wiem, że ta ostatnia wyprawa, była dosyć mało ekstremalna, w cudzysłowie, albo że stać mnie na lepsze osiągi... Jestem młoda i całe życie przede mną, już planuję kolejny wypad w Tatry, tym razem z lepszym sprzętem, z bardziej doświadczoną ekipa i tak prawdziwie po turystycznemu. Ponadto nie chcę się ograniczać do samych Tatr, teraz chcę poznać Bieszczady, Beskidy, Karkonosze... Chyba w końcu, po mału odnajduję kolejny 'mały' sens mojego życia:) I teraz, zastanawiam się, czy by przypadkiem nie pójść na krajoznawstwo, geologię.... coś w tym kierunku na studia... mogłabym się spełniać i jednocześnie zarabiać:) Czytałam ostatnio bardzo ciekawy artykuł o geologach, którzy wyruszyli w rumuńskie góry, by zbadać różnicę ich budowy... czyż to nie wspaniała praca??:) A, miałam wam opowiedzieć jeszcze o tej zimowej wyprawie... Daruję wam:) Dziękuję z góry, że mnie 'przeczytaliście':)

wszystkie zdjęcia opublikowane w tej notatce są mojego autorstwa.

'Bądź wola Twoja...'

2 komentarze:

  1. Kurcze dziewczyno... Ja bym powiedziała, że Ty jesteś pijana miłością, ale juz nic nie mówię.
    Z tymi Bieszczadami to poczekajmy jeszcze trochę. ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzieło stworzenia Tatr... Duch Boży unosił się nad wodami potoku, szumiącego historię znakomitu dzieła...

    Święta gołębica zstępująca na lustro stawów górskich... odbijająca się tajemnica aktu stworzenia... Krzyż Giewontu - dzieło zbawczego piętna ukazującego się w pryzmacie dusz...

    Potęga siły, pozostałości rajskiego Eden obmytego przez krew Pomazańca...

    Piękny post... jaką wielkość Tatr i zadumy nad tym rejonem, tajemnicą, aktem dziełem... stworzeniem... niesie ze sobą właśnie ten niepozorny, średniej długości post. Uczucie wmieszane w te krótkie spacje szumią i szepcą do ucha czytelnika nutkę melodii wygrywaną przez Siklawę...

    OdpowiedzUsuń

Jeśli już kliknąłeś w tą magiczną ikonkę, napisz proszę, to, co przychodzi Ci na myśl po przeczytaniu. Nie reklamuj swoich blogów, nie pisz komentarzy w stylu: fajny blog itp. Dziękuję. Autorka bloga.