23 czerwca 2010

Wakacje

Nadchodzi niespiesznie, ale nie leniwie czas wypoczynku, wyjazdów, czas odetchnięcia od szkoły, od sesji, być może od pracy. To ode mnie zależy, jak tym czasem zagospodaruję. Czy wyjadę w góry, czy nad morze, to już nieistotne, ale najważniejsze jest chyba w tym wszystkim to, by prawdziwie wypocząć i zregenerować siły, nie tylko fizyczne. Marzy mi się od prawie roku wyjazd z tego depresyjnego Elbląga. Choć byłam parokrotnie gdzieś na południu, gdzieś bardziej na północy, czy nawet w Warszawie - to wszystko było takie chwilowe, ulotne, a nade wszystko ciążyło nade mną piętno dnia następnego, że wrócę i coś konkretnego na mnie tam czeka.
Już odliczam dni do momentu, kiedy wsiądę w pociąg i zostawię za sobą bardzo wiele. Wiele smutków, niepowodzeń, czy problemów. Wyjadę do czegoś, gdzie zostawiłam już dawno swoje serce, do gór. Wyjadę na konkretne spotkanie z Bogiem, by po tym prawie miesiącu wrócić umocniona, odnowiona, spełniona. Jadę nie bez strachu. Niektóre sytuacje powodują narastanie tej emocji w nas, wprost proporcjonalnie co do zaistniałych niedomówień.
Na nowo uzależniam się od książek, nie mogę wejść do biblioteki, by nie wyjść z niej choć z dwoma egzemplarzami.
Nie czuję, że długo oczekiwany moment to już, mam wrażenie, że to tylko chwila, która i tak przeleci mi pomiędzy palcami. Który moment wleje we mnie wakacyjną świeżość? Czy taki moment naprawdę nadejdzie??

16 czerwca 2010

Dziewictwo.

Ostatnio w programie rozrywkowym, typowo "śniadaniowym" padło pytanie : Czy dziewictwo jest chlubą kobiety, czy raczej jej przekleństwem? Odpowiedź dla mnie jest jasna. Oczywiście, że chlubą. Nie chcę z tego miejsca oskarżać nie-dziewice o rozwiązłość, czy też niemoralność, bo nie o to chodzi. Chodzi mi raczej o to, by być może uświadomić co niektórym młodym dziewczynom, co tracą oddając się "temu na całe życie". Zacznę od pytania, retorycznego - ilu spośród dotychczasowych partnerów (zakładając, że nie jesteś trzynastolatką, bądź też osobą uznającą za związek tydzień spotykania się) było w waszym światopoglądzie tym jedynym, kandydatem na całe życie?? Kobieta bardzo głęboko przeżywa miłość, toteż na chwilę obecną nie jest często sobie w stanie wyobrazić końca związku, a już na pewno bycia z kimś innym! Co ja mówię, kobieta... Mężczyzna zapewne również, tylko bardziej to ukrywa, czasem nawet przed sobą samym. Nie rozwlekając precyzowania pytania... Pada z Jego ust argument : przecież się kochamy, będziemy ze sobą na zawsze itp.... Już widzisz ile w tym prawdy? Do czego dążę? Może to brzmi dla co niektórych zaściankowo, niczym slogan wyjęty za czasów średniowiecza( choć swoją drogą zastanawiam się, dlaczego Średniowiecze uznaje się za cnotliwą epokę, doprawdy... ) ale dziewictwo jest najwspanialszym prezentem dla męża. A w czym mamy pewność, że ten chłopiec będzie z nami na całe życie? Co nas formalnie z nim łączy? Może to brutalnie brzmi, ale oprócz wspólnej fascynacji, miłości nic. Żadne trwałe przysięgi, gdyż wystarczy jedna większa kłótnia i rach pach ciach, po "Ani i Tomku". To przed Bogiem sobie wyznajemy miłość i obiecujemy wierność i to, że się nie opuścimy aż do śmierci. Nie inaczej. Wiąże nas podwójna przysięga, sobie nawzajem i Temu, który jest dla nas Ojcem. Ślub nie jest zachcianką, a przemyślaną decyzją, po narzeczeństwie, czyli okresie, który ma nas niejako przygotować do wspólnego życia, jako jedność. Święta jedność. Dzięki ofierze ze swojej czystości małżeństwo nie jest tylko "papierkiem" jak myślą co niektórzy, nie jest zmianą nazwiska dla panny młodej, czy też szopką poprzedzającą wielką zabawę, pijaństwo i na następny dzień - wielki kac i poprawiny, coby to poprawić dolegliwości. Związku nie można budować od dachu, a od fundamentów. Dach to zwieńczenie, a czym jest zwieńczenie w związku, jakby to teraz można modnie nazwać... wypróbowanym przed ślubem? Mieszkanie wspólne jest już wcześniej, dziecko być może tak, nie wspominając o seksie, niejednokrotnym, więc co? Pewność bycia razem aż do śmierci? A czy nie jest to wypowiadane setki razy pomiędzy wierszami, okupione słodką jakże, niewinną niepewnością do dniu Ślubu?
Teraz bardziej brutalnie. Jeśli związek opiera się na fizyczności, jeśli dziewczyna daje chłopakowi wszystko, co może mu w tym wymiarze ofiarować-siebie samą, czym on teraz się zadowoli? To normalne i wszechobecne, że mężczyzna, który pożąda kobiety, pragnie zdobywać ją kawałek po kawałeczku, aż do upragnionego celu. Zaraz zaczniecie mi wmawiać, że to nie tak, że seks jakoby cementuje związek... Ale związek to nie tylko relacja fizyczna, poczucie bliskości w wymiarze fizycznym, ale przede wszystkim duchowym. Spójność umysłów, komunia dusz, akceptacja wad i zalet.
W życiu człowieka narodziny są bardzo ważnym momentem, aktem stwórczym jest poczęcie. Dlaczego więc właśnie seks pełni rolę rozrodczą?? Nadaje funkcję rodzicielską??

Mężczyźni mi wybaczą, że dziś tylko o kobietach... :)

09 czerwca 2010

Cały Twój kce być jo!


I po Lednicy. Jechałam tam z nastawieniem na jakie ta impreza masowa powinna zasługiwać - że będzie bez ochów i achów. Czemu impreza? Może niektórzy w tym momencie zbulwersują się, jak sam o.Góra nazwał spotkanie młodych nabożeństwem, więc i ja powinnam tak je nazwać... a otóż dla mnie to nic innego jak impreza, porównywana do katolickiego Woodstocku. Zwieńczona Mszą, adoracją, którą na szczęście ominęłam. Jak wychodziliśmy w stronę parkingu autobusów, słysząc początek adoracji, miałam mieszane uczucia. Ale mniejsza. Jadąc z nastawieniem, jakim jechałam, czuję się usatysfakcjonowana i co więcej, zadowolona. Nic mnie nie zawiodło, a czasem nawet trochę czułam się zaskoczona i to pozytywnie. Mimo tego, że absolutnie owe spotkanie nie było nastawione na konkretną formację, to kto bardzo chce, kawałeczek po kawałeczku uszczypnie z tego i owego, np. z wspomnień o Janie Pawle II, z wykładu pani Wandy Pótawskiej czy nawet z radosnych okrzyków dominikanina. Dzień pozytywnej, katolickiej zabawy ot co!

Zaczyna się w moim życiu okres zielonych kopert. Z nadzieją wyjść do ludzi - to jest to! Nieważne, czy tą chrześcijańską, czy ze zwykłą nadzieją na lepsze jutro. Ona wbrew pozorom nie jest matką głupich, nie przyczynia się do zepsucia, czy nawet życia w wyimaginowanym świecie. Mieć nadzieję, to znaczy żyć! A któż z nas nie chce żyć?