06 lutego 2010

Czy kłamstwo może być cnotą?

Jak zwykle będąc w posiadaniu nadmiaru czasu wolnego, za dużo myślę. O wszystkim. Za dużo czytam i się zastanawiam. Czym w życiu człowieka jest kłamstwo? Dla mnie oczywistym jest fakt, że kłamstwa powinno nie być, sama unikam kłamania, nieszczerości jak diabeł wody święconej, widząc w tym wszystko co najgorsze, co obdarte z człowieczeństwa, ale mam świadomość, że i ja kiedyś skłamię, wzbudzona nie wiadomo jeszcze czym, nie raz w życiu skłamałam, to oczywiste. Żyję ze świadomością, że i mnie okłamano, żeby to jeden raz... ;) Te ciągłe zabiegi ludzkie, jakie są dokonywane miliony razy dziennie, czy to w sprawie zdrady, czy jakiejś błahostki typu odpowiedź przecząca na pytanie kolegi, czy widziałeś mecz, gdy w rzeczywistości widziałeś, ale za bardzo on Cię nie absorbował i nie masz ochoty polemizować nad błędami taktycznymi którejś drużyny... Jednak, czy kłamstwo może być popełnione w słusznej sprawie? Czy osoba, która usłyszała straszliwą diagnozę dla siebie, że być może za miesiąc umrze, albo że dosięgła ją jakaś choroba, bliżej nie zdefiniowana, czy na pytanie bliskich: "co się stało, jak wyniki?" ma ona obowiązek powiedzieć to, co usłyszała od specjalisty? Czy wielkim wykroczeniem wobec moralności byłoby kłamstwo z rzędu tekstów mało znaczących, rzucanych na odczepne, by uspokoić? Długi czas się nad tym zastanawiałam, czy takie kłamstwo z w jakimś tam stopniu troski o najbliższych jest wytłumaczalne i moralnie etyczne? Biorąc pod uwagę aspekt cierpienia... Pierwsze cierpienie jakie można wziąć pod uwagę, to cierpienie bliskich wraz z obserwacją, świadomą obserwacją, utraty zdrowia i życia kogoś z rodziny, przyjaciół. Drugie cierpienie wywodzi się z żalu, "a dlaczego on/ona mi nie powiedziała, nie zdążyłam się pogodzić z nią na czas...", kolejne cierpienie to zachowanie całej tej przerażającej, wręcz destrukcyjnej wiedzy u siebie samego, brak osoby, której można by powiedzieć o swoim bólu, strachu, obawach... Nieważne, jakie są przyczyny chęci zatajenia prawdy... Czy w ogóle kłamstwo jest potrzebne? Może owszem, często jest strach przed prawdomównością, ale on się bierze z naszych słabości, czy raczej z troski o kogoś? Zależnie od sytuacji.
Dla mnie, jako Katoliczki pewne jest jedno - kłamstwo wzięło się z grzechu pierworodnego. Zapoczątkowało się w rajskiej krainie nieskalanej dotąd obłudą, kłamstwem, grzesznością. Sama obserwując to, do czego może doprowadzić niewinne kłamstewko często wolę je odstawić na boczny tor, albo najlepiej, chciałabym by kłamstwo i obłuda zniknęły ze świata, ale tak się nie da. Wiem, że nie da się dzisiejszemu człowiekowi obejść, niestety...

Czy kłamstwo nie jest jakimś ludzkim odruchem ku ratowaniu własnego dobrego imienia? I czy można skłamać samemu sobie??Jeśli tak, czy to nie jest kłamstwo doskonałe, uwierzyć we własne, wynaturzone myśli? I kiedy wyznanie prawdy jest zaliczane do czynu odważnego, czynu mądrego, a kiedy do próby zatajenia prawdy i ostatecznie kapitulacją i wyznaniem prawdy w celu oczyszczenia swojego sumienia? Co może spowodować o wyższości jednego kłamstwa nad drugim? Czy nie jest tak, że każde kłamstwo jest moralnie nieetyczne i jest grzechem? Według mnie nie ma reguły, jakiejś ustalonej normy na to, co zalicza się do kłamstwa chwalebnego,a co do gorszącego... Czy w końcu dobrą postawą jest przyjęcie zakłamania człowieczego jako panującą normę od początku istnienia naszego gatunku? Czy to nie jest typowo wygodnickie stwierdzenie, że tak już to jest i nic na to nie poradzimy?? Może powinno raczej ono brzmieć: to my ludzie sami wyskoczyliśmy z obłudą do społeczeństwa, więc od nas też zależy użytkowanie tych osobliwych "faktów" ? Moim skromnym zdaniem, właśnie z takiego założenia powinniśmy wychodzić, ale jest nam do tego zbyt daleko, przez lenistwo, toteż spływamy z nurtem rzeki ludzkich meandrów życia...

Swoją drogą, już trochę mniej tematycznie... Uwielbiam momenty, kiedy idę gdzieś po mieście, albo jestem za miastem, obcuję z naturą, z moimi myślami i słyszę, że komórka trzeszczy słabym pomrukiem agonii baterii. Uwielbiam czuć ulgę, mówiąc : "bo bateria siadła", wiedząc, że mówię prawdę! Szalenie jestem uzależniona od komórki i szalenie chciałabym ją wyrzucić w jakąś niezglebioną czeluść. Ale się nie da, bo już słyszę te pretensje: dlaczego nie odebrałaś, nie odpisałaś... Ułomność dzisiejszego dnia...Kupienie komórki to jak wyhodowanie własnymi siłami, z własnym zaangażowaniem jakiegoś potwora zjadającego nas od środka. Pielęgnujemy ją, kupujemy nowsze modele, doładowujemy stan konta... a potem czujemy się zniewoleni i przeklinamy tę jedną decyzję za dużo w naszym życiu ;)
Pozdrawiam czytelników serdecznie! ;]

14 komentarzy:

  1. Jeśli chodzi o moją opinię to...
    Kłamstwo to kłamstwo - nie ma chwalebnego ani nikczemnego kłamstwa, każde - BEZ WYJĄTKU, jest z natury - złe, niepoprawne moralnie i krzywdzące - w mniejszym, bądź większym stopniu.
    Oszukiwanie, a raczej - łudzenie, osoby chorej o swoim stanie zdrowia to egozim i samoobłuda ukryte pod otoczką altruzimu.
    Co zaś do ukrywania informacji o chorobie przed chorum - to sam będąc w takiej sytuacji, polecam lekturę krótkiej noweli H. Sinkiewicza: "Kamizelka".

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mnie również kłamstwo nie ma usprawiedliwienia. Te małe kłamstewka doprowadzają tylko do tego, że kłamiemy dalej i już w poważniejszych sprawach.

    Co do okłamywania siebie, to chyba najgorsze, co może spotkać człowieka. Alkoholik zawsze pije ostatnie piwo, niewierny mąż ostatni raz zdradza swoją żonę i stara się usprawiedliwić siebie. Życie z taką świadomością jest naprawdę trudne i wiem to ze swojego doświadczenia, bo sam kiedyś (a może ciągle ta robię) okłamywałem siebie. (Dla jasności nie zdradziłem żony i nie wypiłem ostatniego piwa. :))

    OdpowiedzUsuń
  3. I znowu poważna notka i pytań bez odpowiedzi wiele. A przynajmniej nie na każde uda się odpowiedzieć. Moraliści i etycy spierają się od lat, by nie powiedzieć, że od wieków o tzw. kłamstwo użyteczne czy też takie – dla dobra zainteresowanego.
    Przywołana przez Ciebie diagnoza, która dla chorego jest wyrokiem śmierci, a dla bliskich „krzyżem Pańskim” jest również swoistego rodzaju krzyżem dla wszelkich moralistów i etyków.
    Mówienie prawdy ciężko choremu, to jest poważny i wielki problem etyczny. Tu potrzebna jest wielka roztropność. Ideałem czasem byłoby to, co można streścić: nie skłamać, ale i całej prawdy nie powiedzieć. Jednocześnie – dla wierzących dodatkowy problem. Przygotowania bliskiego, na bliskie spotkanie z Bogiem. Przywołanie księdza wymaga niekiedy wielu zabiegów i odwagi obustronnej, czyli i chorego i rodziny.
    A tak ewangelicznie – Pan Jezus pokazał jak można prawdy nie powiedzieć i nie skłamać. Wybieg z tym, czy chrzest Janowy pochodził z nieba czy od ludzi jest tu wskazówką.
    (Por Mt 21,23-27 i paralelne)
    Czy można skłamać samemu sobie? Mam wrażenie że tak, bo jednak wielu wierzy w to co sami o sobie wymyślili. Bywa to dla nich dramatem i tragedią, gdy ktoś odważy się odrzeć ich z tych złudzeń.
    I jako już starszy ….mam więcej wyrozumiałości dla ludzkiej słabości i prób ratowania siebie (choćby per nefas!) niż przedmówcy w komentarzach. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszystko jest względne. Nie ma rzeczy/istoty czysto dobrej, nie ma czystego zła. Nie ma śnieżnobiałej bieli i czarnej czerni. To tłumaczy zresztą szarośc dnia powszedniego i szarosc świata.
    Co do konkretnego przykładu podanego w notce świetnie pasuje cytat z Naszej epopei: "Kto umierającego smuci, wiem że grzeszy".

    OdpowiedzUsuń
  5. Trudno zgodzić się z tezą, że „nieważne, jakie są przyczyny chęci zatajenia prawdy”. Intencja liczy się bardzo w każdym przypadku, a w tym szczególnie. Mogę okłamać kogoś, czyniąc krzywdę bliźniemu, chcę mu zaszkodzić. Będzie to klasyczne OSZCZERSTWO! Mogę też okłamać kogoś, po to, by oszczędzić mu dodatkowych cierpień i trochę chronić siebie bądź innych. Przywołana w jednym z komentarzy zdrada małżeńska jest jedną z sytuacji, gdzie nie zawsze trzeba czy nawet wolno mówić prawdę. O tym wiedzą ci, co przez to przeszli! Czego nikomu nie życzę, ale lepiej jak żona nie wie wszystkiego w tej kwestii. (podobnie jak mąż!)

    OdpowiedzUsuń
  6. Anonimowy (obaj zresztą) - czy więc sądzicie, że ukrywanie przez rodzinę informacji o fatalnym stanie zdrowia chorego, np. na raka - jest dobre? Wówczas, gdy wszystkie jest już pewne i potwierdzone?

    OdpowiedzUsuń
  7. W kwestii zdrady najważniejsze jest przyznanie się do faktu. Przyznanie się do reszty zależy już od sytuacji, od człowieka.
    I przede wszystkim nie dopuszczenie do zdrady...

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie Drogi Dawidzie, lecz kłamstwo - o ironio! - może nosic znamiona cnoty. Aby tak było musi spełniac 2 kryteria: po pierwsze kłamstwo musi słuzyc wyzszej sprawie, pro publico bono, po drugie: 'oszczerca' nie może w wyniku kłamstwa nabywac żadnych wartosci, czy to materialnych czy niematerialnych. Nazwałbyś kłamcą Konrada Wallenroda czy może bardziej realną postac - śp. rotmistrza Witolda Pileckiego, który latami był katowany w UBeckich więzieniach za to że nie chciał wydac ludzi z podziemia? Ot, ironia otaczającego Nas świata

    OdpowiedzUsuń
  9. Ahhh Anonimie, tak też podejrzewałem. Jednak takie postępowanie wyrzuciłbym po za kryteria kłamstwa. To czyn znajdujący się z racji sytuacji po za nawiasem pewnych "norm" - sam w sobie tworzący nową rzeczywistość moralną.
    Powiem tak - nie nazwałbym ich kłamcami, gdyż wówczas - nie kłamali :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Cnota, to według definicji stała skłonność do spełniania dobrych!! czynów. W takim sensie kłamstwo nie może nią być.
    Co do Konrada Wallenroda (Anonimów widać tu wielu) to on kłamał bardziej postawą niż słowem. Natomiast nie wiem, czy rotmistrz Pilecki kłamał mówiąc, że ich nie zna, czy tylko milczał. To już by nas jednak w dyskusji zaprowadziło za daleko!

    OdpowiedzUsuń
  11. "dlaczego nie odebrałaś, nie odpisałaś..."
    Bo nie i już. Oduczyłem się tych wymówek, kłamstewek przy odbieraniu telefonu. Nie odbierałem i tyle, co komu do tego, czemu nie odebrałem? Też spróbuj ;) My się przejmujemy, a czemu to nie odebraliśmy i będą na nas źli... po kilku razach przyzwyczają się.

    Kłamstwo należy do pojęć trudnych do jednoznacznego określenia, ponieważ każdy trochę inaczej traktuje to słowo. Nie widzę też możliwości jednoznacznego określenia moralnego tego zjawiska. Kłamstwo to zachowanie tak złożone, że najczęściej po prostu go nie rozumiemy. Ciężko więc oceniać wiersze pisane po hebrajsku - przynajmniej mnie ;)

    Kermit

    OdpowiedzUsuń
  12. Wszystko względne. Wystarczy w pierwszej kolejności kierować się miłością do drugiego człowieka (co wcale nie jest proste - mimo, że brzmi banalnie, infantylnie). Jeśli powiedzenie prawdy by miało wręcz bliźniego zabić - pominąłbym ją, z miłości właśnie.

    Biskup Dajczak mówił, że nawet Ewangelią - a cóż to dopiero jest za Prawda - można tak w twarz człowieka chlasnąć, że się go zwali z nóg. Jezus chyba tak nie robił i nawet swoim uczniom objawiał tyle tylko, na ile byli na to gotowi. O przypadkach próśb by np. ktoś nie rozpowiadał faktu jakiegoś uzdrowienia - dobrego przecież! - nie wspomnę.

    Jak widać ukrywanie prawdy, za kłamstwo też uważane często, nie zawsze nim jest.

    Inna rzecz - przyjaciółce, gdyby spytała, pewnie powiedziałbym, że np. jej nowa fryzura wygląda kiepsko gdyby tak było. Ale już dla każdej kobiety bym się na tą szczerość nie zdobył. ;) Itp. itd.

    ***

    Poza tym chyba każda sytuacja jest indywidualna, przypadek każdego człowieka jest oddzielny, do tego dochodzi kwestia korzyści pobieranej przez "kłamcę"/szkodliwości kłamstwa/większej lub mniejszej świadomości kłamiącego et cetera. Dlatego Bogu dzięki za sumienie, bo ono, gdy nie jest wypaczone w lewo lub w prawo, to piękny wyznacznik grzechu. :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Jeszcze jedno! Skoro Biblia mówi, że nasza mowa ma być "tak" albo "nie", to gdy nie możemy powiedzieć prawdy, a ktoś by chciał od nas ją usłyszeć wystarczy powiedzieć: "Nie, nie mogę Tobie tego powiedzieć z tego albo innego powodu, wybacz". Każdy człowiek ma też prawo do tajemnicy z drugim człowiekiem i do własnej intymności. Dobra, koniec.

    OdpowiedzUsuń
  14. Pisałam długą myśl po przeczytaniu tej notki ale łzy nie pozwalały mi dokończyć. Napisze tylko- że chorej osobie napewno trzeba powiedzieć prawdę. Ale potem trzeba ją wspierać aby się nie załamała. I ja będąc chora- chciała bym od rodziny usłyszeć prawdę na temat mojego stanu zdrowia.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli już kliknąłeś w tą magiczną ikonkę, napisz proszę, to, co przychodzi Ci na myśl po przeczytaniu. Nie reklamuj swoich blogów, nie pisz komentarzy w stylu: fajny blog itp. Dziękuję. Autorka bloga.