25 grudnia 2009

anty świąteczny protest - song!

Może i nie będę dziś śpiewać, z jasnych względów, bo nie potrafię, ale jest dziś szczególna noc, gdy to Jezusek Malusieńki przychodzi na świat po raz... 2010? Coś około tego, gdyż wiadomo, że to data wielce umowna. I On przychodzi sobie na świat, płacze, drze się jak każde inne niemowlę. Maryja z Józkiem płaczą łzami szczęścia i bólu, gdyż wiedzą, że ich Syn jest zapowiedzią zmian, zapowiedzią ich cierpienia. Jakby nie patrzeć, oboje nie są w pełni świadomi co ich czeka - żyją w błogiej nieświadomości jutra. Dlaczego więc my, którzy wiemy jak ta opowieść się zakończy, a raczej jak będzie przebiegać, bo to pobudza aspekt cierpienia w żywocie Chrystusa, jesteśmy nastawieni na wielką niepojętą radość w święta, bo przecież nam się należy, bo trzeba się cieszyć, trzeba być bardzo radosnym... Każdy z nas ponosi na swoich barkach swoisty krzyż przeżyć, wspomnień, bólu. W te dni cieszymy się na wieść tego, że "narodził się" Emmanuel, ale wiemy, ile On dla nas wycierpi! Dla mnie niepojętym byłaby bezgraniczna radość z rzędu " nie myśl o smutkach, carpe diem itp". To takie ... proste. Takie niepełne. Postaci Zbawiciela nie potrafię sprowadzić do poszczególnych Jego poczynań, ale opieram się na tym wszystkim, co się dokonało. Porównując do życia naszego... Nie potrafię się bezgranicznie oddać radości, świątecznemu nastrojowi, czy "rodzinnej' atmosferze, tym bardziej, że takowej nie mam, jakby nie patrzeć. Tradycją jest pokłócić się choć raz, popłakać się i przepraszać. Takie pojednanie last minute. W ten dzień, wigilijny, świąteczny uzmysławiam sobie także, choć zupełnie niepotrzebnie, o tym wszystkim co się działo, o tym, co mnie bolało, co chciałabym zmienić. Tematy poruszane przy stole są stricte raniące, bo jeśli padają pytania do rozwódki, co u jej byłego męża, albo do córki, do której ojciec się nie odzywał dwa lata, czy w końcu się odezwał, nijak ma się do tworzenia rodzinnej atmosfery. A być może to właśnie czyni taką typową dla mojej rodziny atmosferę? Właśnie w takich chwilach, w zaciszu pokoju, przy cicho pracującym procesorze komputera zdaję sobie sprawę, że moje święta nie są złe, są podobne do tych, które przeżywali Józef i Miriam w stajence. Taka parafraza rzeczywistości, przeniesienie w czasie.


***

Abstrahując od wywodów, które zaczynały się sklejać w jedną kulkę pędzącą w dół, widzę jak tegoroczne święta są inne od pozostałych. Widzę, że nigdy dotąd nie zdarzyło mi się po prostu wyjść z domu w ten dzień o 22, by spotkać się ze znajomym. Nie zdarzyło mi się tak miło tego wspominać ( bo w zasadzie nie było wcześniej czego). Wyszłam, a teraz tu jestem, jest kwadrans po północy i bynajmniej nie jestem na Pasterce. Tylko po to, by nie zakłócić rodzinnej atmosfery, by nie narazić się babci na docinki i mało trafne riposty przez co najmniej tydzień, w skrajnych przypadkach słyszałabym te narzekania za rok… Tylko dlatego, że nie mieszkam tam, gdzie dawniej. Trzy minuty od kościoła… O ileż łatwiej byłoby po prostu wyjść domu. I wrócić, po półtorej godziny. Teraz „zaledwie’’ 20 minut drogą, której nie znam, do kościoła, w którym nigdy nie byłam. Pięć minut mniej do „mojej” parafii środkami komunikacji, które i tak już o tej godzinie nie jeżdżą. Nieludzkim zachowaniem byłoby zamówienie taksówki. Taksówkarz ma swoje święta, niech je przeżywa w jak najmniejszym zapracowaniu… Czuję się czasem bezwstydnie bezradna. W pewnych momentach czas mógłby nie istnieć… Bo niby szczęśliwi czasu nie liczą, ale jednak im ten czas upływa dwukrotnie szybciej… Niestety… Chciałoby się powiedzieć „Chwilo, trwaj”, a ona ucieka w bezgraniczną otchłań bez-czasu.

Jako, że już czas mnie nagli, a myśli mam zbyt wiele, by je spisać, a niektóre są zbyt „moje” by je tu napisać. W każdym bądź razie wiem, że nasze szczęścia jednocześnie doprowadzają nas do obłędu, do takiego stanu, w którym tracimy pewność siebie i napełniamy się niepewnościami, wszelakimi… Tego nie lubię w radości. Tak, radość niewątpliwie niesie za sobą zmartwienie.

Kończę. Coś mnie dziś nawiedziło, a może pozwoliło na takie myśli. Może pewna sytuacja natchnęła… Nieistotne, bo niepewne! ;)

Życzę błogosławionych świąt. Rodzinnych na sposób taki, jaki to jest w Waszej rodzinie, bo to pozwala na zatrzymanie się w czasie i kontemplację nad Waszymi więzami. Tego, by Jezus prowadził Was drogami specjalnie dla Was wybranymi, byście Mu się w pełni ufności oddali.

Dobrej nocy, Bożo-narodzeniowej Nocy.... ;) Cichej Nocy, świętej..

4 komentarze:

  1. Radość ludzka może być niepełna. Jednak dziwię się, że nie dostrzegłaś poprzez mroki cierpienia - blasku Zmartwychwstania! To istota naszej wiary, bo na nic byłoby Narodzenie, bez Zmartwychwstania. Wiem, głupio pisać w komentarzu pod tekstem Bożonarodzeniowym o Wielkanocy... ale blask rozjaśniający obie "noce" na to samo źródło.
    Niestety muszę z bólem przyznać rację spostrzeżeniom "przy wigilijnym stole" i współczuję pytań, których musisz wysłuchać.
    Warto wpadać - choćby nie codziennie do tego (nieco)dziennika. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. bardzo dziękuję anonimowemu za mile, budujące komentarze. To prawda, że Noc Zmartwychwstania jest rownie ważna, a dla mnie osobiście wazniejsza od tej z Narodzinami. Nie wspomniałam, bo... bo tego Zmartwchwstania nie czułam. Dopiero dziś jakoś tak... pewna sytuacja na to się złożyła, że poczułam. Bardzo chaotycznie piszę, wiem. w euforii ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pozdrawiam serdecznie tak uroczą Osobę, która święta spędza podobnie, jak ja...

    Dziękując za życzenia składam Tobie równie serdeczne!

    OdpowiedzUsuń
  4. Bóg rodzi się cicho, zawsze, pośród naszego największego zagmatwania... pośród obojętności tych, którzy powinni w te jedyną noc być blisko przede wszystkim sercem... Jeśli tak się nie dzieje, to jeszcze bardziej mozemy doświadczyc tego, co On, gdy przyszedł pośród nas - "przyszedł do swoich, a swoi Go nie przyjęli". Bóg tak zapomniany... Przychodzi 2010 raz, bo tak bardzo chce dać szansę każdemu, by może teraz Go dostrzec, i przyjąc do serca!!! Nigdy nie jest za późno!!! Odwagi!!! A co sie później będzie działo? On ogrzeje Twoje serce, i wypełni tesknotę za bliskością , która nie rani... Radosnego spotkania z Emmanuelem!!!

    OdpowiedzUsuń

Jeśli już kliknąłeś w tą magiczną ikonkę, napisz proszę, to, co przychodzi Ci na myśl po przeczytaniu. Nie reklamuj swoich blogów, nie pisz komentarzy w stylu: fajny blog itp. Dziękuję. Autorka bloga.