06 sierpnia 2008

o smutku i radości...

(Zanim zaczniesz czytać, ściągnij sobie Mad World- Garego Julesa, znajdziecie tutaj: .:link:.
w nieco innym wykonaniu, ( wg. mnie lepiej pasuje do notki) bo dopiero wtedy w pełni zrozumiesz moje słowa... Nastaw sobie na wielokrotne odtwarzanie, bo notka zapowiada się długa, usiądź wygodnie... I wpłyń w ocean moich myśli, tym razem masz całkowite pozwolenie na to =).

Słuchając Gergo Julesa(wyżej wymienione Mad World, tyle że oryginalne wykonanie), popijając ciepłą zieloną herbatę z cytryną(tak tak, nie słodzę ostatnio...) wzięło mnie na refleksje o życiu, o śmierci, o ich sensie... O tym, co muszę zmienić w sobie, by nie odczuwać zbyt często istoty wyżej wymienionego utworu, a starając się żyć, jak najczęściej korzystając z pozytywnych stron świata. Ogółem to co zaraz przeczytacie, to będzie kolejny nawał niespójnych ze sobą myśli. Wybaczycie mi to, prawda? Wiem, że wybaczycie... A więc słuchając tego utworu, emocje wzięły górę... łza majestatycznie spływa po policzku... Tak bardzo chciałabym wiedzieć, czy ze smutku, czy też z radości. Te dwie emocje przeplatają się we mnie. Posłuchajcie najpierw o smutku. Postaram się szybko o nim napisać, ponieważ dusząc go w sobie nie napisałabym w pełni oddając charakteru
o radości. Smutek jest tak jak oczyszczenie. Kiedyś zastanawiając się po co jest nam ból, smutek, doszłam do wniosku, że Tata stworzył go po to, dozuje nam go, aby radość nie stała się monotonna, aby rzeczywiście sprawiała nam radość. Bo czymże byłoby to uczucie, gdyby towarzyszyło nam przez całe życie? To byłoby tak, jakbyśmy wszyscy byli swojego rodzaju eskimoskami, dla których śnieg czy lód jest chlebem powszednim, nie znając zadowolenia na widok ów wytworu natury ludzi, którzy mieszkają w miejscu, gdzie śnieg jest najmniej spodziewany... Ale takie tłumaczenia w praktyce dają krótkotrwałe ukojenie. Bo czy dadzą one zapomnienie, gdy człowiek po raz kojelny uświadamia sobie, że miłość jaką ofiarywała mu osoba bardzo bliksa, rodzic, jest już fikcją? No ni, tyle o smutku, teraz opowiem o uczuciu, które coraz bardziej wypełnia moje życie, a mianowicie o radości. Nauczyłam się cieszyć każdym szczegółem, chociażby uśmiechem. Tak mało trzeba z siebie dać, uśmiechając się do drugiej osoby, a tak wiele szczęście możemy ofiarować. Szczególnie, gdy taka wymiana niewerbalna następuje między dwiema bliskimi osobami. Gdzieś już kiedyś pisałam, że dobrym rozwiązaniem byłaby skrytka w pamięci na wszystkie te uśmiechy. Kiedy nastąpiłaby chwila zwątpienia, kiedy nic nie wskazywałoby na nadchodzące szczęście, można by przejrzeć ten 'katalog', wybrać zadowalające nas uśmiechy i przeżywać na nowo emocje w nas wtedy wzbudzone. Niewątpliwie niektórym uśmiechom towarzyszyłyby te silne. Nie, nie zdradzę tego, które uśmiechy należą właśnie do takich. W każdym bądź razie jeden z nich należy do przyszłości, jeszcze nie został przeze mnie widziany, a już wiem, jakie mu będą towarzyszyć emocje. Chociaż nie, jest i drugi, ale ten to dopiero po śmierci:)
Oho, teraz słucham 'Mad World' w wersji Mnichowej, herbata a raczej to co po niej zostało, wystygła, ból głowy nasila się coraz bardziej, a pies drapie mnie po gołych łydkach, by wziąć go na kolana. (Chwila przerwy, dopieszczam pupila, który ukradkowo usiłuje mnie polizać... swoją drogą, co to w ich języku oznacza? Czy to być może okazanie ich uczuć, przywiązania? Ok, już o dopieszczaniu) O czym to ja pisałam? O szczęściu, tak? Ciesząc się z każdego szczegółu, drobnostki, staje się coraz bardziej szczęśliwa, z całkowitej pesymistki, które nie może uwierzyć, że może być lepiej, przeistaczam się stosunkowo szybko w tą dawną optymistkę. Celowo pomijam realizm. Nie mogłabym być twardą realistką, bo wtedy mój system cieszenia się z każdego szczegółu, ległby w gruzach. A tego zdecydowanie nie chcę.Nie teraz.
Jestem twarda i czytam 'Los powtórzony' Wiśniewskiego. Czegoś innego się spodziewałam, po słowach zapewnienia, że to kontynuacja S@motności, mimo tego, z wplótł sie tutaj wątek Jakuba, ale... nic nie znaczący. Ale książka ciekawa, tym bardziej ze względu na miejsce, w którym toczy się akcja-Biczyce, podhalańska wioska i tym razem z perspektywy mężczyzny. Dziś zamierzam ją dokończyć. Tzn, jutro( notka pisana wczoraj). Oglądał ktoś może film 'Trzeci' z Markiem Kondratem? Ja oglądałam. Wywarł na mnie duże wrażenie. Kim był ten tytułowy 'Trzeci'? Aniołem, który pomaga schodzić się parom skłóconym? Sama płakałam prawie, gdy pod koniec odkryłam cały sens filmu... Ok, schodzę na coraz to bardziej poboczne tematy, czyli czas kończyć.
Dziękuję Bartkowi za 'Mad world' dziękuję wam za uwagę...
Przepraszam za zajęcie czasu i zanudzanie. No i... Do następnej:)

'Teraz i w godzinę śmierci naszej...'

3 komentarze:

  1. Niedawno w telewizji był film: "Pan Ibrahim i kwiaty Koranu..."

    Powracając do tematu szczęścia, jak dobrze wiedzieć, że czasami samemu jestem tym tytułowym Panem, tylko Dawidem i obdarzającym wonnymi kwiatami Dobrej Nowiny...

    OdpowiedzUsuń
  2. No nie aż taka długa ta notka i bez piosenki dałam sobie radę w zrozumieniu jej sensu (chyba). Nie wiem co Ty za uśmiechy chcesz kolekcjonować, ale jeżeli są to sytuacje wywołujące dużo pozytywnych emocji to i bez szufladki je zapamiętasz ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Miśka, uśmiechy bliskich w tym także Twoje:) niektóre są także osób bliskich i znajomych. masz rację, zapamiętuje się je... no ale nie do końca życia. W tym tkwi szkopuł:)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli już kliknąłeś w tą magiczną ikonkę, napisz proszę, to, co przychodzi Ci na myśl po przeczytaniu. Nie reklamuj swoich blogów, nie pisz komentarzy w stylu: fajny blog itp. Dziękuję. Autorka bloga.