26 sierpnia 2010

ścieżka Pana

Czasami mam ochotę wszystko to zostawić i pójść tam, gdzie mnie nogi poniosą. Mam takie dni, że chcę się użalać nad beznadziejnością mojego położenia. Ale tego nie robię, bo wiem, że to nie sztuka się poddać, sztuką jest powstać z upadku, wyjść z dołka i ruszyć ku lepszemu.

***
Jak to moje życie będzie wyglądać za kilka lat? Będę budzić się o świcie, gdy z okna poprzez drewniane żaluzje będą wpadać leniwe słoneczne promienie, bo w moim życiu tylko słoneczne dni mają miejsce bytu. Obudzę męża, zapewne delikatnym gestem, przepełnionym troską, wstanę i wstawię wodę na kawę. Pójdę do łazienki, wyjdę i obudzę dzieci, chłopca i dziewczynkę, by odwieźć je kolejno do przedszkola i szkoły. Zrobię twarożek i skroję warzywa, zdrowe odżywianie przede wszystkim! W między czasie zrobię śniadania drugie dla męża i dzieci. Przy stole będziemy rozmawiać o naszych snach, planach na dziś z jeszcze sennym wzrokiem, rześką twarzą. Gdy wszyscy wyjdą zajmę się sobą, wysuszę włosy, o ile naturalnie nie wyschły dotychczas. Nałożę delikatny makijaż, ubiorę jedną z tysiąca sukienek lub spódnic, dobiorę buty i torebkę. Wyjdę lekkim, rytmicznym krokiem do biura, będę redagować jakiś tekst, traktujący o ludzkiej tragedii, o szczęściu, o życiu innych. W drodze powrotnej powoli będę wyrzucać resztki, strzępki 'ich' życia na korzyść swojego. Zajdę do gabinetu ginekologicznego - otrzymam piękne zdjęcie rodzącego się we mnie życia. Wrócę w euforii do męża, który zaakceptuje ten fakt i będzie przeszczęśliwy. Wieczorem czytam Schmitt'ów Carroll'ów i innych panów w łóżku, gdy mąż czyta Kinga, lub innego pisarza. Zasypiamy w objęciach...

***
Czy warto żyć takimi marzeniami? Boże, będę dziękować za taką przyszłość, taką ścieżkę, jaką Ty chcesz mnie poprowadzić. Oddaję się Tobie i nie chcę planować tego, jak sobie ułożyć życie szczęśliwie, ale bez Ciebie, bo w codziennych planach, marzeniach zapominamy o Tobie, o Budowniczym, o Twórcy nad wszystkich twórców.
Nie chcę tworzyć świetnych wizji, takich jak JA sobie upatrzyłam.
Wszystko mi się brzydko pisząc spieprzyło. Powaliło mnie coś konkretnie na łopatki i nie potrafiłam się z tego pozbierać. Nie czułam siły, kopa. Czułam się samotna ze swoimi zmartwieniami. Dziś jednak poczułam konkretnie coś mocnego, dobrego. Może drobny gest koleżanki, która podała mi różaniec przed Mszą, abym wypełniła coś w stylu przyrzeczenia wobec Boga, a które dotychczas nie zawsze mi wychodziło? Może pewne słowa pewnego kapłana (tak ojcze, to o Ojcu i Ojca dzisiejszym kazaniu, tym tajemniczym fragmencie), a może a przede wszystkim nie może, a na pewno Bóg, który w Nich jest? Bo w Tobie drogi Czytelniku jest Bóg, czy chcesz tego, czy nie. Przemawia przez Twoje gesty, uczynki. Dając dobro innemu, to tak, jakbyś dzielił się samym Bogiem. Spróbuj, to takie piękne uczucie, 'mieć' coś najcenniejszego i ofiarować cząstkę tego bliźniemu! Odwagi!

19 sierpnia 2010

zapach kończącego się lata...

Czas letni powoli zanika w szarej rzeczywistości jesiennej. Gorące letnie powietrze poganiane jest przez zimne i deszczowe, powstają burze... Znów czas, kiedy to z człowieka robią się rozemocjonowane kluchy i ten na powrót za dużo myśli o tym, co było. Wyjazdy letnie czas kończyć... Powoli...
Byłam ostatnio na jednym takim. Spędziłam półtora dnia w miejscu dobrze mi znanego z dzieciństwa i strasznie było mi pusto. Dobiło mnie to, że moje sentymentalne miejsca zanikają. W lasku nieopodal ceglanego domu przedwojennego dawniej siadało się nocami przy kręgu z kamieni, w którym paliło się ogniska, grało na gitarze... Brało się koce i jedzenie w koszach. Teraz teren jest dziko zarośnięty, zastawiony od paru dobrych lat płotem, za którym i tak nic się nie dzieje. Leśniczówka niegdyś w świetnym stanie, została spalona, zostały nagie, ogołocone mury, porośnięte już mchem, a mini sad obok został zdominowany przez pokrzywy, chaszcze...
Leśna polana teraz nie jest pokryta delikatną trawą i wrzosem, a porośnięta sosnami, jedna obok drugiej. Już nigdy nie rozłoży się tam koca, by z rozmarzeniem spojrzeć w niebo pełne błękitu. Czereśnia, która dawniej dawała soczyste owoce i mnóstwo kwiatów, teraz zmarniała, a po pewnym czasie została wycięta. Nic już nigdy nie będzie takie samo. Nawet dzisiejsza chwila, w której piszę to właśnie, nie powtórzy się już NIGDY! Smutne to i zakrawa na potężne rozstrojenie egzystencjalne, ale ja już tak mam, że skupiam się na drobinach. Coś, co dla nas jest teraźniejszością, oczywistym realnym światem, za parę lat stanie się tęsknym wspomnieniem do czegoś, co już bezpowrotnie przepadło. Nie ma.
Czy to nie jest głupie uczucie, że to, co teraz jest, smutki, radości zanikną bez śladu?? Zostaną tylko wspomnieniem tamtego lata, zapachem, który się będzie wietrzyć z dnia na dzień...

05 sierpnia 2010

powrót. Czasami powroty bywają trudne...

I już po. Po rekolekcjach, po Tatrach... Teraz zostały mi wspomnienia, zdjęcia i nawyki. Teraz już nie ja dostosowuję się do harmonogramu dnia, lecz mój harmonogram dnia, z życia 'przed' rekolekcjami próbuję na nowo nastroić. Czy rekolekcje, choćbyśmy byli z każdej strony odciągani od Boga i od myślenia o Nim mogą być bezowocne? NIE. Nie czuję tego w ogóle. Nie po to spędzałam cały ten czas na modlitwie, bo jaka by ona tam nie była, to jednak była, abym teraz 'po' rekolekcjach miała powiedzieć, że one mi nic nie dały zasadniczo. Dały mi bardzo wiele, ale to wszystko przyszło po cichu, w lekkim powiewie. Nie zawsze odnowa musi przychodzić z fajerwerkami i wielkim uczuciem ulgi ' a bo mi się udało i są owocne rekolekcje i koniec!'. Bóg jest mistrzem w dostrojeniu tego wszystkiego. I nic mi więcej nie potrzeba na dzień dzisiejszy,stała metanoja plus ogólne dostrzeżenie w tym co mam dobrych stron - amen!

Tatry stoją nieporuszone w swym ogromie po najeździe Moniki. Było rewelacyjnie, choć zawsze jest i chyba zawsze u mnie będzie specyficzny niedosyt pod tytułem - mogłam przecież więcej! Ale i tak było niesamowicie. Dwa dwutysięczniki plus klasycznie bardzo Giewont i Kasprowy. Cieszę się niesamowicie z tego czasu. Wspaniali ludzie i wspaniałe miejsce. Jakbym jeszcze tylko znalazła kabel USB do aparatu, byłabym przeszczęśliwa. Może ja faktycznie przesadzam z nadmierną egzaltacją od razu, jak tylko usłyszę słowo Tatry, a nie daj Boże, zobaczę je na żywo. Ale mi jest z tym dobrze. Każdy może mieć w swoim życiu jakiegoś bzika, byleby nie szkodliwego, a komu ja szkodzę taką pasją? Co najwyżej sobie samej, ale to już inna kwestia.

"Przyjaźń jest najważniejsza, od niej wszystko się zaczyna. Dopiero potem przychodzą głębsze uczucia. Przyjaźń to bezwarunkowa miłość drugiego człowieka, bezwarunkowa podkreślam. Często młodzież pyta mnie, czy jest możliwa przyjaźń między chłopakiem a dziewczyną. Nie ma przyjaźni między chłopakiem a dziewczyną. Jest przyjaźń między człowiekiem a człowiekiem." Wanda Półtawska