21 maja 2010

If you want to make God laugh...


"Przełom w badaniach nad stworzeniem sztucznego życia. Zespołowi pioniera w tej dziedzinie, J. Craiga Ventera, udało się przeszczepić komórce sztucznie stworzony genom bakterii Mycoplasma mycoides, w ten sposób uzyskując pierwszą syntetyczną formę życia. Zachodnie media okrzyknęły Ventera współczesnym doktorem Frankensteinem."

z portalu internetowego www.onet.pl

W takich chwilach zaczynam się zastanawiać do czego tak naprawdę dążą naukowcy?
Nie chodzi mi tu bynajmniej o pozytywne skutki tj. ulepszone szczepionki, które miałyby pomóc ludzkości. Teraz jest coś, co jest początkiem, co jest zaledwie zalążkiem, co nie jest żadnym wielkim przełomem, ale co będzie za parę lat? Człowiekowi zachce się mieć odrobinę więcej władzy nad życiem, to po-majstruje w probówkach, pod mikroskopem i rach pach ciach! Oto nastało za pomocą jego wszędobylskich palców życie!
Czy to nie można nazwać już zabawą w Pana Boga? Przypisanie sobie siły sprawczej ewidentnie pod to zakrawa! A co Ty na to człowiecze, by wynaleźć receptę na wywołanie deszczu, zatrzymanie burzy, tworzenie się gór, mórz, jezior tam, gdzie nasza wyobraźnia nas poniesie? Co Ty an to, by sobie samemu skonstruować twarz, wykalkulować wzrost, wagę, płeć, tembr głosu? Jak zabawa, to na całego!
Warto się zastanowić, czy chcielibyśmy, by tak wyglądał nasz świat, konstruowany non stop przez nas samych. O ile byłoby to w jakimś stopniu "praktyczne", o tyle byłoby to nudne i przewidywalne, dewaluowałoby to prawdziwą wartość ludzkości, życia ogólnie pojętego. Więc jak, nadal uparcie twierdzimy, że badania genetyczne, kombinatoryka nad ludzkim życiem, komórką jest praktyczna, że to będzie wielki krok w przód, gdy stworzymy człowieka z pipety? Zaprzedajmy ludzkość postępowi!
Panie Boże, dziękuję Ci, ze stworzyłeś mnie taką, jaka jestem. Z niekoniecznie idealnym ciałem, nie jako brunetkę, a jako szatynkę, z nieokreślonym odcieniem zielonego w oczach... Dzięki Ci Panie za każdy centymetr mojego ciała, za zawroty głowy, za popsuty błędnik, za to, że nie mieszkam w ukochanych górach tylko na nizinnych, depresyjnych Żuławach, za to, że moje życie pełne jest zaskoczeń, miłych, niemiłych, obojętnie jakich, nieprzewidywalnych. Dziękuję za trudy, porażki, smutki, a także za radość i triumf. Dzięki Ci Tato, żeś nie stworzył człowieka idealnym, samowystarczalnym... Czy idealność naprawdę jest taka pociągająca? Czy posiadanie wszystkiego w zasięgu ręki jest czymś ekscytującym?

"If you want to make God laugh, tell him about your plans."
W. Allen

13 maja 2010

chorobotwórcze myśli.

Jak bardzo zmienia się świat, kiedy człowiekowi zwyczajnie się zachoruje. Mój porządny i poukładany świat zapełnił się fruwającymi chusteczkami, a nos przyodział się w purpurę. Jest słabo, a będzie jeszcze słabiej po porządnej dawce leków plus takiej samej dawce nauki. To nie są te czasy, kiedy można było niewinnie przeleżeć cały dzień pod pierzynką, kiedy babcia ugotowała rosołek na kluskach, a mama co chwilę zaglądała z pytaniem - jak się czujesz?
Nie chcę się żalić, że mi źle, choć w rzeczy samej tak jest, ale nie. Nie po to zdobyłam się na wyczyn napisania tu czegokolwiek (ok, podyktowane to było raczej poczuciem z lekka nudy i odosobnienia)

***

Dziesięć lat temu było inaczej. Było poczucie bezpieczeństwa, choć nikt tak naprawdę mi nie zapewniał tego na każdym kroku, ba! Nikt w zasadzie mi ani razu tego nie potwierdził. Obowiązki? A kto o nich wspominał? Kościół... Wielka szpiczasta budowla, sięgająca nieba, gdzie w złotej skrzynce mieści się Pan Jezus, który nie wiadomo w jaki sposób jest jeden, a dzieli się każdorazowo na Mszy dla wszystkich ludzi. Księża, których uważałam za nadludzi - osoby, które spotykały się 'po godzinach' z Panem Bogiem i relacjonowały mu wszystko, co zobaczyli na swoich 'obchodach'. Jak jeden ojciec, którego nie znałam, a mimo to, miło wspominam, naprawił mi różaniec, przecież nie mogłoby być inaczej, jak nazwać go moim bohaterem i odnosić się do Niego jako do bóstwa, które notabene, za parę miesięcy zagościło w moim domu! Co więcej, osoba duchownego budziła we mnie strach. Czarny, długi płaszcz do ziemi, wysoka postać, wpatrzona tajemniczo w jakiś tam punkt ( a któremu dziecku wytłumaczy się, że to nie punkt a Jezus?) I to wszystko siedziało w głowie dziecka w zupełności obojętnego na kwestię Kościoła. A sprawa Świata? Moje podwórko, sklep na rogu i ulica Gwiezdna to cały Elbląg, a wyjazd siedemnaście kilometrów od Elbląga to wyprawa na kraniec świata! Jak niewiele potrzeba wtedy było mi do radości.
A teraz? Zastanawiam się, co jest lepsze. Żyć w błogiej nieświadomości, czy też na dzień dzisiejszy ujmując, 'zacofaniu' niewinnym, wynikającym ze stanu rzeczy. Czy fakty, o których mi donoszą media o księżach, a tym bardziej wyszukane przeze mnie, całkiem przypadkiem wiadomości o ojcu, którego znałam z widzenia,z posługi, o jego wybrykach, molestowaniu... Czy to coś wnosi konkretnie w moje życie? Ubogaca? Owszem, bariera wieku pozwoliła zawrzeć mi wiele wartościowych znajomości z duchownymi, co sobie cenię, ale zdarła też otoczkę, błogą wręcz, idealizującą. Teraz wyjeżdżając gdzieś na odległość stu kilometrów nie czuję zasadniczo odległości, a jedynie niedosyt, chęć dalszego 'zdobywania' świata, przemierzania go. Czuję się ograniczona. Pojmuję kwestie mojej wiary, Kościoła, ŻYJĘ TYM i oddycham, ta wiedza okazuje się być naprawdę potrzebną, owszem...Ale tak realnie rzecz ujmując... Co jest lepsze? To, co było, czy to, co będzie? Zdecydowanie obstawiam, że to co jest. Nie chodzi mi o olewanie tego, co było, palenie mostów, czy brak jakichkolwiek planów, ale o skupienie się na najistotniejszym, bez 'teraz' nie byłoby jutra...

02 maja 2010

Bóg w Internecie.

Czy umiejscowienie Boga w Internecie było dobrym pomysłem?
Dla Chrześcijanina odpowiedź jest prosta - o Bogu trzeba świadczyć, także tutaj, pomiędzy kąśliwymi uwagami na temat Stwórcy, Kościoła. Dla mnie osobiście nie da się wyjąć poruszania takich tematów w wirtualnym świecie, dlatego też otwarcie się wypowiadam o Jezusie na blogu, na forach, czy też w przypadkowych rozmowach gdziekolwiek. I przykrym może jest fakt, że spławić natrętnego "wielbiciela", który znalazł mnie na gg i chciał się usilnie spotkać, mimo, że się nie znaliśmy mogłam tylko tekstem: idę do kościoła na Mszę, cześć. Po tym tekście ów pan na szczęście moje, ale niefortunnie na nieszczęście argumentu nic nie odpisał i w końcu mnie zablokował. Czy Kościół, Bóg są swoistym straszakiem w dzisiejszym świecie?
Dalej idąc, to właśnie tu, w sieci jest największa nagonka na katolików spowodowana przez "ateistów", którzy zakładają antyreligijne blogi, otwarcie pokazując misję swojego "dzieła" - chcę, aby ten blog spowodował odejście od Kościoła wielu ciemnych ludzi, albo żeby chociaż wprowadził w ich zaściankowe myślenie wątpliwości. Naprawdę jestem ciekawa, jaki procent tych biednych ludzi, powiedziałoby mi to w twarz, co tam wypisują. Biednych z powodu ograniczenia spowodowanego brakiem tolerancji naszej inności. Zabawne jest to, że głównym argumentem, dla którego co niektórzy negują KK jest pozycja jego członków do sprawy homoseksualizmu, aborcji, eutanazji. Pytanie narasta we mnie inne - dlaczego czują się lepsi, skoro otwarcie negują moje wartości? Hipokryzja? Nie mniej, modlę się i życzę im opatrzności Boga, gdyż z natury człowieczej na nią zasługują.
Abstrahując od portali wyśmiewających Jezusa i Jego wyznawców znalazłam skrajnie odrębne zjawisko. Młodzi coraz częściej zamiast przeczytać porządny Rachunek Sumienia, których naprawdę jest w sieci wiele, dostosowanych do indywidualnych potrzeb, wolą się zapytać na forum, czy dajmy na to, masturbacja jest grzechem ciężkim. Opinii forumowiczów jest wiele, a wstyd i sumienie internauty zaspokoi się postem osoby, która będzie negować grzeszność samogwałtu, z wygody.
Udziwnieniem jest także obecne już niestety zjawisko spowiedzi przez Internet. Może i zakrawało to o kpinę, było demonstracją jak tłumaczył się sam internauta, ale coraz więcej ludzi opowiada się za tym, by taka forma spowiedzi była dozwolona! Boję się takich czasów, kiedy taki "nowatorski" pomysł zalegalizują i zyska on przychylność kapłanów. Sakrament nie może być suchym klikaniem w klawiaturę, uzależnionym od rzeczy martwej, technicznej. Hakerskie programy już teraz pozwalają na wgląd do wystukiwanej treści na klawiaturze komputera.
Jeszcze odrębną polemikę można prowadzić nad samym faktem umieszczanych treści w Internecie. Czy miejsce godne dla ewangelizacji, dla okazywania wzniosłych uczuć religijnych, tuż obok ofert prostytutek, obok ogólnodostępnej pornografii, nie zabezpieczonej w żaden sposób?
" Z tego, że nie wierzysz w Boga, nie wynika jeszcze, że On w ciebie nie wierzy. "

— Paul Samuel Leon Johnson