27 stycznia 2010

Kimże jesteś człowieku??

Chyba najgłośniejszym echem to pytanie rozeszło się sześćdziesiąt pięć lat temu... . W normalnych warunkach dzień, jakich pełno w kalendarzu. Być może padał śnieg, świeciło słońce, odkryte części ciała przechodniów gryzł siarczysty mróz. Większość z nich narzekało, bo nie było tak, jak być powinno według ich upodobań. Tylko dla pewnej grupy ludzi te kwestie tego dnia nie były istotne. Jechali na drewnianych wozach, przy lichej pogodzie... Po raz pierwszy od kilku lat mogli poczuć na swoich wychudłych twarzach uśmiech, a w nosie nie przenikało ich powietrze zmieszane z wonią spalonych zwłok.Byli wolni, choć w zasadzie ich dusze już błądziły gdzieś obok ich wyczerpanych szkieletów spowitych skórą, zamiast twardo spocząć w swym właścicielu... Nie stać ich było na radość, gdyż mieli w sobie strach. Wrodzony przez te wszystkie dni, obawę o to, co będzie za moment. Zachowywali się tak, jak zlękniony pies na widok ręki właściciela, którą kiedyś mocno dostał. Na samą wizję powrotu hitlerowców kulili się w sobie, chcieli uciec, zniknąć.
Kim byłeś, Hitlerze, by móc tak znienawidzić, by chcieć zgładzić cały lud? Lud wszakże wybrany. Czy "tylko" antysemitą, czy wrogiem człowieka? Czym sobie zezwoliłeś na podział świata na rasę panów -aryjską i resztę, która jest nic niewarta? I znów, kto pozwolił ci na pogrupowanie twoich więźniów na zdatnych na męczarnię i tych niepotrzebnie zajmujących miejsce w barakach?
Pamiętając obrazy z Stutthof i ten specyficzny, wszechobecny zapach, ten mistycyzm, to "usakralnione" miejsce zagłady... Nie potrafię pojąć jednego... Gdzie w tym wszystkim miejsce na człowieczeństwo.. Gdzie jest człowieczeństwo oprawcy, i wobec jakich wartości zakopał on człowieczeństwo tych milionów ludzi...

W obliczu bezradności cóż pozostaje...Chyba tylko pokorny Kadysz za dusze zmarłych z rąk obozowych oprawców...

"et d'attendre en paix votre divin secours..."

17 stycznia 2010

o planach na przyszłość

Chyba każdy je ma. Te drobniejsze ale też i te obszerniejsze. A jak jest z ich realizacją? Może układamy swoistą wieżę Babel, niejednokrotnie próbując coś zyskać bez pomocy i zaufania do Boga? Próbujemy coś zrobić potajemnie, łudząc się, że On tego nie przyuważy. Próbujemy sami sobie dać radę, uważając, że Bóg jest nam do tego niepotrzebny. I znów na tym upadamy. Po raz kolejny. I znów i znów... Bo jesteśmy stworzeniami egoistycznymi. Wraz z grzechem Adama i Ewy w naszych mózgach pojawiła się pluskwa, która mówi nam, że sami wszystko zrobimy najlepiej!Ja wiem lepiej co dla mnie dobre, ja wiem lepiej jak się ubrać, co zjeść...
Dlatego też staram się nie planować zbytnio za wiele. Bo czy moje człowieczeństwo, grzeszność pozwoliłyby mi coś budować, coś pięknego i trwałego, spełnienie moich marzeń, wraz z Bogiem non stop? Obawiam się, że nie.
Owszem, mam marzenia, napisać i wydać książkę, wyjechać na misje, poznać mężczyznę, który zapewni mi to, czego potrzebuję w związku, założyć z nim kochającą się rodzinę. Wyjeżdżać w góry i tam spędzać wspaniałe chwile. Ta lista tak na prawdę nie ma końca. Ale czy jest sens mobilizacji do wykonywania tych czynności już teraz, tu, z góry wiedząc, że jak zacznie mi się samej udawać, to Boga zostawię po drodze i pozwolę Go sobie zbyć z tekstem : Jak już zarobię pierwszy milion, to zbuduje Ci kościół i do Ciebie w nim wrócę? Jakoś nie rozumiem ludzi, którzy planują sobie nadmiernie przyszłość. Z góry zakładają, że będą kimś tam, wtedy i wtedy założą rodzinę, a za parę lat to już będzie skakać wokół nich rozbawiona gromadka dzieci. Owszem, to są marzenia, ale nie opierając ich na Bogu taka osoba może przeżyć wstrząs w momencie, gdy dowie się o bezpłodności swojej, lub partnera. I wtedy nici z dzieci i pretensje do Stwórcy :A przecież chciałem mieć dzieci, tak wiele wymagam? Człowiek pokładający nadzieję w Panu nie powie: chciałem mieć dzieci, tylko prosiłem Cię o nie. Prosiłem Cię o błogosławieństwo w postaci moich dziatek. Jeśli bezpłodność stanie mi na drodze, zaopiekuję się jak własnym - dzieckiem innej matki, która go nie mogła wychować! Pokocham jak własne, obdarzę je miłością. Pogodzę się z nie moją, ale Twoją wolą Panie!
***
Chciałabym napisać i wydać książkę. To jest moje marzenie. Nie chcę myśleć, czy mi się uda, czy nie. Po prostu piszę, kiedy czuję, że napiszę coś sensownego i opartego na mojej moralności. Nie chcę pisać zbyt wiele, na siłę, by jak najszybciej się sprawdzić. Ponadto nie wierzę za bardzo w samo to, że ktokolwiek chciałby wydać ten grafomański esej. A może inaczej. Próbuję to wszystko oddać Bogu, żeby On wybrał dla tego mojego planu stosowną drogę. Nie zamartwiam się tym, czy moja proza pójdzie do mojej szuflady i będzie dla znajomych, gdy będą chcieli się ponudzić, czy też będzie bestsellerem na skalę co najmniej Polski. Teraz najważniejsze jest to, że spełniam się pisząc każdą kolejną linijkę tekstu. Spełniam się wymyślając fabułę, choć ją tak na prawdę wymyśliło już życie. Może ostatecznie jak nic się nie uda, odcinkami będę ją dodawać na bloga. I nic się nie stanie złego przecież. Wola Boża.Może komuś podejdzie to pod obojętność przyjmowania Życia. Ale bynajmniej nie jestem obojętna wobec mojej przyszłości, wzbudza ona emocje i to jeszcze jakie! Ale nie planuję po to, by planować, tylko planuje wtedy, kiedy ze strategicznego punktu widzenia jest to potrzebne.

Panie Boże, żeby moje ambicje nie przerosły Twoich planów...

10 stycznia 2010

o naturze ludzkiej

Niewątpliwie, w dzisiejszych czasach istnieją typowe wzorce na to, czy ktoś jest męski, kobiecy. Pomimo tego, że dla każdego jest to kwestia osobista, jak z resztą wiele innych płaszczyzn życiowych. Kobieta powinna leżeć i pachnieć, powiedzą jedni. Powinna nosić obcisłe ubrania, by uwypuklić czym może zafascynować mało potrzebującego do szczęścia mężczyznę. Owszem, można na to spojrzeć inaczej, że już od starożytności było wiadomo, że samiec homo sapiens jest wzrokowcem, że widząc szerokie, kształtne biodra kobiety i obfity biust widzi przyszłą dobrą matkę jego dziecka. Może jest to logiczne wytłumaczenie dla bycia wzrokowcem wśród mężczyzn. Mogą przecież to sobie tłumaczyć za, notabene, ich wrodzony instynkt! Ale powróćmy do tematu. Jaką dziś trzeba być kobietą, by być uznaną za kobiecą? Długie włosy, ( nie wspominając o nogach!!) wcięcie w talii, zadbane dłonie... Stop! A cechy charakteru? Czy również i ja uległam złudzeniu dzisiejszych czasów? Otóż odnoszę wrażenie, że kobiecość zawarta jest w wyglądzie, mniej w charakterze. Byleby nie przeklinała, nie była wulgarna... A iluż to mężczyzn o kobiecie wyzwolonej, która nie omieszka użyć łaciny chociażby przy niepowodzeniu powie, że z racji pięknego spojrzenia jest ona piękna?? Czemu piękno kobiece, jest ulokowane w wyglądzie? W tym, co zewnętrzne...
A co z męskością? Mężczyzna musi być twardy, stanowczy, zdecydowany... Dawniej tylko twardym uchodził mężczyzna, który zabił niedźwiedzia, uchronił swoją damę serca od niebezpieczeństwa, samemu zagrażając swojemu życiu... Dziś twardy to ten, który nie płacze, ok. Dziś twardy to ten, który... Po rozstaniu z ukochaną nie powie, że mu źle, że go to boli. Ba, powiem więcej, twardy to taki, który podczas związku "nie ma czasu i ochoty" na "typowo kobiece" ckliwości. Zdecydowanie i stanowczość? Łącząc ze słowem "mężczyzna" wypada powiedzieć tylko - archaizm. Dziś o mężczyźnie niezdecydowanym, niestałym, kobieta powie enigmatyczny, tajemniczy... Pociągający! ... że kobieta zmienną jest, to wiadomo, ale dziś takich mężczyzn chcą, o zgrozo, kobiety. Bo je to... irytuje, intryguje, aż w końcu ona zauważa, że przeistoczyło się to w zauroczenie.
A czym jest według mnie, subiektywnie już, zatraceniem kobiecości / męskości? Wyzwolenie. Wyliczanie nowych partnerów, często seksualnych... Mówienie o ślubie per papierek.
Również kontakty seksualne w dzisiejszych czasach są dostosowane do realiów. Oglądając program o średniowiecznym etosie... Pomyślałam sobie... A gdyby tak ludzie zatrzymali się na tamtym etapie seksualnej ewolucji??
W skrócie wyglądało to tak, że nagość im była obca, stosowali kalendarzyk małżeński, który uwzględniał celibat w niedziele i święta. Inna pozycja niż "na misjonarza" była grzechem! Nie mówiąc już o mnogości partnerów itp... Oczywistym było, że seks po ślubie i takie tam. Może gdyby dziś choć zalążek tych zasad się zachował, uniknęlibyśmy bezmyślnych stwierdzeń, że seks jest dla ludzi i że nie warto z tym czekać do ślubu. Czasami mam wrażenie, że Ci, co tak uznają, a choć w odrobinie rozumieją decyzję danej osoby o czystości przedmałżeńskiej, próbują takimi stwierdzeniami się sami usprawiedliwić, że nie tylko oni nie są w stanie powstrzymać się od pożądania silniejszego od rozumu. "Ty również wymiękniesz, seks przecież jest czymś ludzkim, czymś naturalnym..." Abstrahując od tego, powracając do średniowiecza, oczywiście żartowałam z propozycją powrotu do tamtych schematów. Ale chyba tamte czasy, tamten etos daje nam przekonanie, że jednak się da wytrzymać... Owszem,dzisiejsze czasy są chorobliwie przesiąknięte seksem, wśród młodych ludzi nie ma już praktycznie żadnych tematów tabu. Tylko, że człowiek ten sam...

05 stycznia 2010

o ateizmie szeroko pojętym...

Bynajmniej dziś nie zamierzam nawracać ateistów na Katolicyzm, bynajmniej nie chcę wywyższać się dziś ponad tymi, którzy wybrali to, co według nich słuszne - niewiarę. Chciałabym tylko napisać ku uwadze tych, którzy podają się za ateistów. Czy na prawdę nim jesteś? Czym dla Ciebie jest Twój ateizm? Szanujesz wiarę innych tak, jakbyś chciał by została poszanowana Twoja niewiara?
Co mnie sprowokowało do napisania tego posta... Otóż sprzeciw wobec zachowania co najmniej niegodnego osoby podającej się za osobę rozumną. Dziś trochę przemanewruję niezgłębione doliny pewnego z for internetowych, by wybrane perełki przedstawić i się do nich odnieść.
Po pierwsze, ogromna niewiedza, a jednocześnie wszechobecne przekonanie niektórych podających się za osoby światłe. Ogromna ignorancja wobec rozmówcy i jego wyznania i zasad filozofii.
"A po co ty żyjesz? Nie lepiej byłoby się zabić i latać w niebiosach obok swojego pana?"

Nie trzeba być teologicznym geniuszem, by wiedzieć, że Katolik ma jedną z wielu prawd Wiary mówiącą o tym, że to Bóg jest dawcą życia i śmierci. Ponadto w Dekalogu jest jasno obrazujące sytuację przykazanie :Nie zabijaj! Dlaczego więc, ten sam człowiek szukający prawdy jakoby w nauce, w czystych dowodach naukowych, rzetelnych, sam omija etos moralny Katolików?! Czemu sam sobie dobiera bezmyślnie z resztą ataki, które i tak w efekcie wychodzą groteskowo??
"I ja wiem już że ty jesteś osobą słabą psychicznie, bojącą się, jedynym powodem, dla którego starasz się postępować przyzwoicie, jest pragnienie zyskania boskiej aprobaty lub nagrody i uniknięcia jego niezadowolenia i kary. "

"Nie oceniajcie, bo sami nie będziecie osądzeni". Czy aby na pewno potrafisz poznać człowieka po paru zdaniach napisanych na forum internetowym? Czy Twoja wyższość i światłość poglądów ludzi mądrych i uczonych - ateistycznych charakteryzuje się w bezmyślnym negowaniu cudzych wartości, wyśmiewaniu wyznawców tych wartości a przede wszystkim wyśmiewaniu cudzych filozofii?
"bo przekonuję ludzi w jakim są błędzie ,że wierzą , wspierają tą beznadziejną inwestycję jaką jest kościół, że są zbyt podatni na urojenia ale i tak do połowy to nie dociera"

Czy sądzisz, że chcemy tego i potrzebujemy? Twojego przekonywania do tego, że nie mamy racji, skoro my doświadczamy Boga w naszym życiu? Nie potrafisz zaakceptować tego, że ktoś oprócz Ciebie potrafi znaleźć tą jedyną Łaskę i cieszyć się życiem pomimo wielu niepowodzeń, ba, cieszyć się z porażek i widzieć w tym palec Boży? Dlaczego mówisz o kościele per beznadziejna instytucja? Ile razy byłeś na mszy i chciałeś wsłuchać się w modlitwę Ludu? Z iloma księżmi rozmawiałeś tak nie tylko o Bogu, by spróbować go "zagiąć" i ilu poznałeś by móc mówić o nich tak, jak mówisz? Dlaczego oczekujesz, że wyjdziesz jeden Ty i wszyscy uwierzą w Twoje przekonania? Jeśli nadal wierzą w Jahwe, nie jest to dla Ciebie powód do przemyśleń, że mają wiele więcej pobudek do tego, by wierzyć, większych przesłanek od tego, co Ty chcesz im wspaniałomyślnie przekazać (narzucić?)??
"bo dla nich jestem wysłannikiem szatana, chociaż jedna osoba z tego forum napisała mi ze bóg przemawia do niej w mojej skromnej osobie i sprawdza ją."

Chyba powoli zaczynasz mieć zbyt wysokie mniemanie, jeśli naprawdę sądzisz, że wierzący porzucą coś, co jest Sensem ich życia i pójdą za Tobą.
"Nie wierze w Boga poniewaz nie nie mam żadnych dowodów na to ze on istnieje. Wierze natomiast ze jest ponad nami ktoś jednak ten ktoś jest zły poniewaz gdyby był dobry to nie umierało by tylu niewinnych dzieci.
Reasumując wierze w zlego Boga/Jahwe/Allaha etc. poniewaz pozwala żeby cierpiały niewinne istoty"

Czy moglibyście dojść do waszego osobistego konsensusu myśli? Nie ma Boga, ale zaraz jest, tylko zły? Czemu wymagacie od Katolików dogmatów wiary wypisanych w encyklopediach, w dziełach uczonych, gdy w tym samym czasie wasze opinie nie trzymają się "kupy"?


A teraz apel. Szanujmy się, bo jesteśmy ludźmi i nie ma co tworzyć sobie opozycji. Szanujmy coś, co jest dla Nas istotne, dla ateistów może to być własna rodzona Mama, o której nie da powiedzieć nic złego, dla Chrześcijanina podobne uczucia warto zauważyć, że buduje postać Jezusa i Jego Ojca -Boga, Trój-jedynego. Dlaczego więc mamy wysłuchiwać od Was obelg na Osobę najistotniejszą w naszym życiu? Dlaczego chcecie tak usilnie uświadomić "nasz błąd", wyśmiać i poszerzyć horyzonty ateizmu? Czy przeszkadza wam w czymś to, że Twój sąsiad chodzi w niedzielę do kościoła? W co Cię to godzi? Przecież on niczym nie narusza Twojej wolności wyznaniowej...
Człowiek rozumny, to człowiek szanujący. Dlaczego więc nazywać chcesz się człowiekiem rozumnym, który swoje odniesienie moralne ma w epoce świecenia, gdzie zaiste, było wielu wyśmienitych uczonych, ateistów, a z drugiej strony zachowujesz się brzydko mówiąc, jak prostak? Szanujmy się... I żeby nie było. Nie mówię tu o wszystkich ateistach. Znam wielu ludzi, ateistów, którzy szanują drugą osobę, bez względu na wyznanie, nie negują czyiś wartości. Nie generalizuję, nie szufladkuję, absolutnie nie. Natomiast jeśli drogi mi ateisto, bo ukochałam Ciebie widząc w Twoim obliczu Boga, a nie szatana, jak wyżej wspomniany pan, zauważasz w swoim życiu podobne ataki na Chrześcijan, zastanów się, co mógłbyś zmienić, by stać się na prawdę człowiekiem inteligentnym, a nie tylko sprawiającym takie pozory.

02 stycznia 2010

I po bólu...


Witam.
I po bólu... sylwestrowo - noworocznym. Już nie ma 09' , jest 10'. Co się zmieniło? Nic. Żyję w tym samym domu, niebo nade mną te samo, śnieg jak leżał, tak leży, choć trochę bardziej przemieniony w lód. Nie urósł mi drugi nos, trzecie ucho, nawet włosy wydają się względnie takie same. Ba, nawet zdrowie i szczęście to samo, co trzy dni temu! A tyle osób mi życzyło tego... Te same potrzeby fizjologiczne, te same uczucia... Ta sama beznadziejność niektórych sytuacji. Proszę Państwa! Otóż tu i teraz pragnę powiedzieć, że NIC SIĘ NIE ZMIENIŁO! Wszechobecna egzaltacja jutrem, czymś nowym była na marne! Pieniądze wydane na zabawę, na fajerwerki... zostały wyrzucone w błoto. Tak tak. Choć fakt, to już nasza przedostatnia noc sylwestrowa na tym świecie, za dwa lata nastąpi coś bliżej nieokreślonego i nas wciągnie... Po raz kolejny to już, będzie koniec świata! Cóż za zjawiskowy sylwester będzie za rok, ostatni! Jakże wielką machiną napędową zabawy sylwestrowej i strachu przed enigmatycznym dniem w 2012 roku są media, niewątpliwie. Może i nawet to napędzanie ludzkiego strachu będzie w jakimś stopniu owocne. Nawet Ci, którzy sugerują zawodność kalendarza Majów, będą mieć obawy. Z tego uczucia,z tego tytułu nieświadomie zwrócą się ku osobom, z którymi byli dotychczas skłóceni, pójdą do spowiedzi, żeby być oczyszczonymi przed Paruzją... Choć wg mnie nie można tego przypisywać, tego zjawiska, z Paruzją. Absolutnie. Ale nie raz każdy z nas czuł takie uczucie określone w powiedzeniu : "Jak trwoga, to do Boga". Będą gigantyczne kolejki do spowiedzi, a może co niektórzy księża fanatycy mediów porwą się na potajemne czuwania przed północą, by 'Jezus odnalazł ich czuwających"?? Coraz bardziej chcę ten dzień, chcę 22 grudnia pójść do Kościoła i zobaczyć zapełniony gmach ludźmi dziękującymi Stwórcy, że uchronił ich przed kataklizmem ;) Może niektórzy wierząc w tę bajkę, w rzeczy samej uwierzą w Boga, ich wiara się umocni? ;) Cel w końcu uświęca środki... ;) Dziś dość nietypowo, trzyma się mnie ironia. Jak widać. A może rzeczywiście coś się zmieniło?? Tak, nawet wiem co! Od 41 godzin i 40 minut na ulicach jest więcej śmieci, w powietrzu więcej zanieczyszczeń, a co niektórzy nadal odpalają bezmyślnie petardy... w izbach wytrzeźwień więcej pijanych, a w szpitalach więcej rannych. Niektórych nie ma wśród nas przez ludzką głupotę... To się zmieniło. Dla wielu ludzi życie się faktycznie zmieniło, w końcu inaczej będzie wyglądać wtedy, gdy ma się poparzoną twarz, urwaną rękę... Albo czyjeś życie na sumieniu...

Znów piszę o niczym i znów mam ochotę napisania o wszystkim. Bloga zakładałam z chęcią pisania o sobie, o tym, co myślę, co we mnie siedzi. Dziś porządkując go nieco, dochodzę do wniosku, że w dużej mierze, głównym tematem jest WIARA, BÓG, KOŚCIÓŁ. Zupełnie nieświadomie. Czy to nie jest w pewnym sensie wyrażanie siebie? Skoro jestem Katoliczką... Skoro Bóg jest najistotniejszy dla mnie, dlaczego więc dziwi mnie to, że pisząc o sobie, mówię o Nim?? Dzięki temu zjawisku na nowo potwierdziłam sobie sama swoje przekonanie, że Bóg często jest obecny w moim życiu, w mojej głowie... Cieszy mnie to, a jednocześnie wiem, że nadal jest za mało Stwórcy we mnie, w moich poczynaniach... Bo Jego nigdy nie jest za wiele... ;)

I teraz tak już na koniec sprawa, która mnie intryguje. Bardzo dziękuję za budujące komentarze od Anonimowego, a raczej Anonimowych. Ciekawi mnie w pewien sposób, kto kryje się pod tym tajemniczym podpisem... ;)

das Ende...