30 września 2009

wspomnienia.

Czasem nachodzą nas... wspomnienia. Mnie szczególnie w takie dni jak dziś. W takie wieczory. Popijając zieloną herbatę z cytryną, patrząc się w migające światełka- okna w szpitalu na wprost z mojego okna... Znów dopada mnie melancholia, pustka. Tak, pustka... Człowiekowi czasem mało potrzeba, by odkrył w sobie taki stan, bach, przychodzą wspomnienia i brakuje mu wszystkiego...
Brakuje mu przemierzonych i tych nieprzemierzonych, bądź też odkrywanych w marzeniach miejsc... Szlaków, po którym nieśmiało stąpał, by odkryć coś... coś nowego. Skał, na których już na zawsze zostały uwiecznione ślady ludzkich stóp- wyślizgane płaskie kamienie, utrudniające wdrapywanie się na szczyt, niekiedy mokre. Brakuje urokliwej kosodrzewiny, zakrywającej to, co za nimi, to co spowite nutką tajemniczości i majestatu samego w sobie... Miejsc z dzieciństwa, polan leśnych, z malowniczym pejzażem rodzinnym, kocyk, tata, mama i dziecko. Wspólnie zaśmiewających się z przeciwności losu i wszelkich trudności. Spacerów poprzez dzikie lasy, łąki nieskażone techniką- ludzką krzywdą ku przyrodzie. Czy kiedykolwiek przyroda zdoła uchronić się przed ludźmi? Czy potrafi zachować choć odrobinę swojego uroku, gdy jest właśnie dzika? Gdy łąki są zarośnięte tak, jakby On porozrzucał na ślepo nasiona maków, traw wszelakich, chabrów... Maików...
Jakże piękne są lasy, gdzie nie ma śladów wycinki? Konary poprzewracane ze starości, porośnięte mchem... Wysokie sosny, buki, brzozy wspinające się jakoby do Niego... A pomiędzy nimi wole jastrzębie, orły, dzięcioły, wróble... Wszystko żyjące w całkowitej harmonii, namaszczone Tchnieniem. Dlaczego człowiek sobie upodobał te właśnie tereny do podniesienia własnych ambicji, do zyskania awansu społecznego.... Na co mu się to zda.
Tak, tęsknota do wakacji, do czasu przepełnionego leniwym obcowaniem z naturą, to ona mnie przepełnia. Może i jestem zbyt wrażliwa, zbyt uczuciowa... Ale ból z racji tego, że nie mogę znaleźć się gdzieś pośród kosodrzewiny, uważając na osypujące się piargi przeszywa wręcz mnie. Czuję się tak, jakby zabrano mi coś mojego, coś, co było moją własnością, jednocześnie coś, czego nigdy sobie nie chciałam przywłaszczyć.
Przyroda zawsze będzie mnie wzruszać jak muzyka, będzie przenikać moją dusze i będzie powodowała łzy szczęścia, ale też i łzy bólu. Bo tak na prawdę, muzyka i przyroda, natura to bardzo bliskie tematy. Obie potrafią być mroczne, ponure, wesołe niczym śpiew skowronka, majestatyczne, podniosłe...
Marzę sobie po cichu także o spotkaniu z niektórymi ludźmi, tymi, których mi niesamowicie brakuje. Czy to nie jest egoizm? Oni nie mogą przy mnie być, a mam żal, chyba do Boga. Wiem, że nie powinnam. Wiem, jak ja to dobrze wiem. Chciałabym, by parę sytuacji się rozjaśniło, by wróciło to, co kiedyś było. Chciałabym odważyć się na bardzo szczerą rozmowę z niektórymi, choć za bardzo nie mam jak i znów czuję żal, ale tym razem do siebie,z byt dużo wymagam, od siebie. Staję się chłonna niczym gąbka, coraz bardziej wrażliwsza, coraz więcej emocji, tęsknoty i pragnień we mnie, czuję, ze niedługo nie będzie miała się gdzie podziać woda- to co mnie wypełnia i nagle wszystko się wyleje. Bez uprzedzenia.
I wiecie co? Odkryłam, ze lubię słuchać nudnych opowieści. Wypływające z ust Rafała, stają się bardzo ciekawe, piękne... nie są nudne, są cząstką Jego, są cholernie ciekawe...

12 września 2009

Maski.

Ilekroć jestem w swoim otoczeniu, w szkole, w kościele, gdziekolwiek, czuję się otoczona klonami, ludźmi przybierającym maski i przesadnie ukazującymi swoje poglądy. Przykład? Kolega. Słucha Metalliki. Ostatnio rozmawiamy o muzyce, wymieniamy się ulubionymi kawałkami tejże kapeli i nagle nie chcę wierzyć własnym uszom, on określa siebie jako zagorzałego fana na podstawie tego, że... ma zdjęcia chłopaków w komórce. Kupił koszulkę z logo zespołu... i w Gitar hero ( nazwa spolszczona) namiętnie gra. Aż mnie uderzył bezsens jego słów. Po cholerę, pytam ja się, tak bardzo chce się z tym wszystkim obnosić?
Przesadne stosowanie eufemizmów, nadużywanie ich wręcz, by nie powiedzieć wprost... O czym to świadczy? Ni mniej ni więcej o strachu przed życiem, o strachu przed wyrażaniem siebie, swoich opinii, osądów. Mamy na to, powiedzmy taką sytuację. Dwóch znajomych i jeden z nich, popełnia błąd w oczach drugiego. A ten, zamiast powiedzieć wprost o co mu chodzi, to kręci, smęci, jego słowa opływają szerokim łukiem temat tabu i za nic w świecie, nie jest w stanie powiedzieć wprost. Dlaczego? Bo się naturalnie - boi. Nie chce wyjść na zimnego drania, na bezdusznego krytyka, zatem woli być odrobinkę tylko, nieszczery, w imię dbałości o "dobre samopoczucie swojego rozmówcy", za czym kryje się jego własny brak poczucia winy. Takie obieranie czynu w ładne słowa, ie zawsze są odbierane tak, jakbyśmy chcieli to przekazać. Często dochodzi do nieporozumień, a to dlatego, że "myśleliśmy, że to był żart, albo co gorsza komplement... "
Ślepe podążanie za wzorcami z estrady, za znajomymi... Bo oni mają, a ja nie... I tu mnie oczywiście boli, a jakże. Ukrywanie swoich słabości i gloryfikowanie, co zazwyczaj wychodzi dość... groteskowo, by nie powiedzieć, żałośnie, swoich powodzeń, wielkich czynów, zasług...
Częsty brak spójności z tym, co siedzi w nas w środku i z tym, co wypływa z naszych ust. Ale to już można podciągnąć pod sztuczną wrażliwość społeczną.
Teraz nawet czytanie książek, słuchanie muzyki, studiowanie, praca... sprowadzają się do tego, co jest modne w naszym środowisku, polecane przez otoczenie, bo... Musimy być zaakceptowani. Mamy mylne wrażenie, że aby być zaakceptowaną osobą, będąc sobą, musimy się podpasować pod to, jakie ideały wyznaje persona dyskutująca z nami, będąca z nami w byle jakiej wspólnocie. I jeszcze szczerzymy chciwie zęby, zacieramy dłonie i mówimy, że jesteśmy inni, jesteśmy sobą...
Do pracy przybieramy maskę ogarniętego, służbistę, zasiewającego zrywkami flirtu, kokieterii... Z przyklejonym delikatnym uśmiechem, skierowanym do każdego...
Przy partnerze jesteśmy w miarę sobą, ale to zależy od stażu związku. Na początku udajemy, polujemy i gramy. Nie chodzi mi o to, że kłamiemy osobę, którą kochamy, nie nie, ale z jednej strony jesteśmy zaślepieni przez potęgę uczucia, a z drugiej jesteśmy spięci, bo być może przez naszą małą gafę, nasz skarb niepojęty, może się przypadkiem odkochać! Będąc w kościele, modlimy się najgłośniej, pierwsi ruszamy do Komunii, wstępujemy do wspólnot parafialnych, by po tym wszystkim, pójść się uchlać, zdradzić żonę, męża, obgadać... Plotkować z przyjaciółką, o zgrozo, w kościele jeszcze (!) kto jak jest ubrany, kto nie ma gustu, kto ile zarabia, kto mógłby dać więcej na tacę, co ostatnio zrobił ten i ten ksiądz ( jakże hańbiącego i demoralizującego z resztą...) jaka to dzisiejsza młodzież jest zepsuta( uprzednio robiąc to samo, za co oskarżały młodzież).
Sztuczna skromność, wylewająca się potokami. Mówienie: a skądże, nie jestem inteligentna, pracowita ( inne epitety, w stosunku do zapotrzebowania) by usłyszeć jeszcze większy wylew komplementów... by połechtać swoją dumę, ambicję...

Kimże w dzisiejszych czasach jest człowiek? Kim innym, jak nie aktorem? Może nieświadomie bierze udział w grze, w roli swojego życia, może nie ma świadomości konsekwencji... Jak to było dawniej? Czy ludzie równie dobrze pozorowali, stwarzali dobrą minę do złej gry? Czasami wręcz brzydzę się człowiekiem i jego poczynaniami... A On nakazuje mi kochać każdego człowieka, jak brata... Niemożliwe? Niewykonalne? Skądże znowu. Irracjonalne, ale istotne a przede wszystkim... prawdziwe.
Ktoś by powiedział, że jestem naiwną... Ale i ja nie jestem idealna. I ja jestem aktorką. Tak jak każdy z nas. Pomimo tego, że staram się żyć wg tego, co ja sobie sama narzucam, nie wg tego, co modne, co słuszne... Czuję się czasem jak manekin, a świat popkultury tylko pociąga śmiejąc się ironicznie, za cienkie sznureczki...
Jak się zachłysnę, swoim godnym życiem, czuję się jak faryzeusz, przypomina mi się słynna jego modlitwa... " o dzięki Ci Panie, że nie jestem taki jak on..." Ale ja jestem! Choćbym się broniła... Jestem. Jestem człowiekiem. Każdy, KAŻDY, ma swoje chwile zwątpienia i słabości. Przykładowo zarzuciłam paroma wersami o tym, jak człowiek zachowuje się w niektórych codziennych sytuacjach... Być może z racji tego, iż są to dla mnie zachowania skrajne i niewątpliwie, dziwne. Ale jest o wiele więcej takich sfer w życiu człowieka. Nieskończenie wiele. Godnych potępienia...