Takim żywym przykładem zaobserwowanym w moim życiu jest pewien mężczyzna. Żył ileś tam lat w Niemczech, dosyć długo( zaznaczę, że jest Polakiem), a teraz znowu żyje w Polsce. Kolega pewnego razu do mnie podczas rozmowy o owym człowieku powiedział: „temu to musi być ciężko w Polsce pewnie, co? Co od Niego o tym wiesz?” Ja zdziwiłam się w pierwszym momencie, o czym on do cholery gada… Natomiast chwilę potem myślę… No tak, żył ileś tam lat w Niemczech, pieczątką już jest na czole naznaczony. W papierach ma napisane „żył tyle a tyle w Dűsseldorfie.” Przecież to jest tak wielki dla narodu polskiego powód do odrzucenia, czy zniewagi. I tu nie jest mowa tylko o tym Romku, tak miał na imię. Tu mowa o każdym Polaku, który na ileś tam lat wyemigrował za granicę zachodnią Polski, rzadziej za wschodnią. Może teraz już tak na to się nie patrzy, ale pamiętam jak to było na początku gdy Polska wkroczyła w strefę UE. Polacy masowo zaczęli oblężać Niemcy. To było istne szaleństwo. A co mówili tu, w Polsce o nich? Jako że zazwyczaj wyjeżdżali ludzie młodzi, Ci starszej daty, takich poglądów jaki póki co przedstawiam wręcz zarzucali im zdradę narodu. Jak to, Polak ma Niemca pracować?
Opozycją dla tej części narodu są Ci, którzy zbytnio nie chcą się z Polską wiązać. Robią to na wiele sposobów, często nieświadomie.
Kiedyś Polska walczyła o niepodległość, o demokrację, o wolny wybór, każdego, to teraz co robi przeciętny Kowalski? Kiedy przychodzi jeden dzień raz na parę lat, to nie ruszy czterech liter i nie weźmie dowodu, nie przejdzie się do najbliższego punktu, nie odda głosu, bo i po co? A co będzie za jakieś parę dobrych miesięcy? Będzie nadal siedział w tym samym fotelu i będzie psioczył „ jaka ta władza jest niekompetentna, kto ją w ogóle wybrał…”
Dalej polemizując nad beznadziejnością polskiego przeciętnego Kowalskiego, podam inny przykład, używanie nałogowo łaciny. Dawniej walczono o to, tracono życie za wysłowienie się w ojczystym języku a teraz? Teraz co drugie słowo z ust takiego penitenta to po łacinie i to coraz bardziej wymyślnej, coraz bardziej chwytnej dla dzieci, gdyż dzieci biorą przykład z góry. Teraz dla średniej warstwy, gdy człowiek wypowie się poprawną polszczyzną, lub też poprawi delikatnie błąd, literówkę, to uchodzenie za człowieka staroświeckiego, za człowieka- idiotę, co jednak wiadomo, że jest na odwrót. Nie chodzi mi tu o poprawianie Kaszubów, Podhalan czy Ślązaków. Gwara regionalna niestety również ginie bezpowrotnie, na część polskiego łatwego, polskiego bardziej przystępnego.
Coraz bardziej irytuje mnie zachowanie typowego Nowaka, który idąc ulicą, rzuci papierek po batoniku, a potem patrzy się na inne miejsce, gdzie kroczyła masa takich Nowaków i z pogardą mówi: Jaka ta Polska brzydka… Jaka ona ma być? Idąc wielokrotnie po lasach, parkach, przeraża mnie widok papierzysk, butelek, słynnych „papierzaków” które jak co dla niektórych błędnie kojarzą się z głową Kościoła, choć i ten nie zatrzyma tej funkcji swojego organizmu. Co więcej, taki widok to coraz częstsze urozmaicenie krajobrazu w parkach narodowych… Pytam się po raz kolejny, jak ta Polska ma być drogi Nowaku piękna, jak sam włączasz się w ten mechanizm brudzenia, zaśmiecania jej?
Celowo nie poruszam tematu licznych emigracji do krajów, gdzie życie jest łatwiejsze, ze względu na tego Romka z pierwszej części mojego felietonu. Trochę dwulicowa byłaby obrona jednego mężczyzny, a z drugiej strony naskoczenie na resztę osób, które wyjechały zapewne z tego samego powodu, co wtedy rodzice Romka.
Kończąc już mój rozmyślania… Zastanawiam się, jak ta Polska ma się zmienić? Kiedy jej znaczna część społeczeństwa broni się jak tylko może od integracji z krajami UE, czy jak ktoś woli, od zanglizowania społeczeństwa, a druga, nie mniej liczna, tylko narzeka, a sama nic nie robi w stronę postępu, zaprzeczając sama sobie w swoich przekonaniach… Tak naprawdę, to nie Polskę trzeba zmienić, tylko nas, Polaków. Może wtedy będzie nam się żyło tu lepiej…